jesienne swawole...
Park się roztańczył. W cichutkiej alejce,
krzeszą hołubce dojrzałe kasztany,
zsuwają w skokach najeżone fraki.
Zadziornym wzrokiem jako don Juany,
proszą do tańca parasolki lotne -
lipowe panny, strojone w berety,
które dostały od żołędzi smukłych,
aby łagodniej kręcić piruety.
Klonowe liście okraszają trawy,
szeleszcząc szmerne układają tony,
a wtór im dają wplatając akordy,
zawiane chłodem przemarznięte wrony.
Cały park śpiewa, tańcem swym zawiany.
Promień słoneczny gładzi cisów głowy,
wygina na nich miękko ciepłe ciało,
tworząc złotawy kluczyk wiolinowy.
Zaś stary platan ptaszęta zaprasza,
aby przypadkiem piór nie przemoczyły,
gdyż w aksamitnych odbiciach słonecznych,
krople deszczowe wnet się pojawiły.
I teraz w deszczu utonie taneczność
z wiatrem pospołu w jesiennej odsłonie.
Siądźmy na ławce. Wsłuchajmy się w
szumność,
łapiąc kropelki brylantowe w dłonie.
Komentarze (18)
Ładne, jesienne swawolenie opisałaś.
Pozdrawiam
Pozdrawiam Stefciu, co ja będę mówił i się powtarzał.
Pięknie, metaforykę wyssałaś z mlekiem matki.
Jak zwykle - ładny obraz pokazany jeszcze ładniejszym
rymem.
(W 5. wersie II zwrotki masz literówkę - part, zamiast
park.)