Jestem coraz bliżej (proza)
Spójrz na mnie, przemieniłem się w
panteonie mroku. Tak właśnie wyglądam,
sponiewierany menażerią subatomowych
okruchów. Mogę przejść przez ścianę z
kamienia jaskrawą smugą światła.
Przemieniłem się nie do poznania. Zaczajony
między zimną, wilgotną ścianą a pustym,
poplamionym, głębokim fotelem z
pozostałościami dawnego życia. Siadał w nim
mój nieżywy od dawna ojciec, paląc
papierosa, zapalając drżącą ręką kolejnego,
rozniecając wokół siwy popiół, apogeum
nadciągającej niechybnie śmierci. Nie
wiedział? Ależ wiedział. Nieraz mówił o jej
bladej twarzy, kiedy był sam. Kiedy patrzył
w brunatne plamy zacieków na popękanym
suficie, na starą reprodukcję obrazu z
falującym płótnem pajęczyn. Pamiętam, że
była tam jakaś dziwnie zdeformowana twarz w
szarej aureoli. Człowieka? Nie-człowieka?
Podobizna kogoś, kto przychodzi zawsze po
czyjejś śmierci z zaciśniętymi szczelnie
powiekami. Ten ktoś był przy ojcu, kiedy
konał w pomiętej pościeli. Jak i przy mojej
umierającej na moich rękach matce. Ojciec
umarł w nocy, matka za dnia. Do tej pory
słyszę ten nieustanny szept, jakby
monologu, jakiegoś rodzaju kłótni. Matka do
ostatniej chwili wygrażała palcem,
wygłaszając mowę oskarżycielskim tonem.
Rozwierając szeroko zdziwione oczy patrzyła
najpierw na próg, potem na otwarte okno. Na
parapecie przysiadł kos, czy szpak.
Zaświecił czarną kropką źrenicy, lecz,
zanim zdążyłem wykonać jakikolwiek ruch ―
odleciał. Kiedy spojrzałem ponownie na
matkę ― już nie żyła. Pożegnała się w ten
sposób ze mną, spoglądając po raz ostatni
na miejsce swojego życia, na mnie… Uleciała
w przestwór szarego, pochmurnego nieba.
Chwieję się teraz w mdławym świetle
wiszącej lampy, zlizując kurz z regałowej
półki. Nie jestem już człowiekiem. Ale nie
jestem też upiorem. Jestem czymś pomiędzy.
W zimnym półmroku mieszkania śnię. Wyławiam
wszelkie dźwięki przeszłości, gładząc
opuszkami palców gródki cementowego piasku.
Biała, olśniewająca wręcz futryna do
drugiego pokoju, w którym panuje piwniczny
chłód, odór rozkładu. I słychać skrzypienie
drewnianej podłogi. Otwarte szeroko
wejściowe drzwi. Najwidoczniej wspina się
ktoś stopień po stopniu, ściskając
drewnianą poręcz schodowej klatki. Wspina
się powoli i ociężale, jak ktoś
przytłoczony bagażem śmierci. Kto taki? Czy
to ty, matko? Ojcze? Ktoś, ty? Przekracza
próg z rozstawionymi szeroko ramionami jak
ołtarz. Rozwartymi jak grób. Wkracza jakiś
żywioł rozgorączkowanej, oślepiającej
jaźni…
Leżę na podłodze. Z radiowego głośnika
dobiega szemrzący, piskliwy szum kosmicznej
transmisji. Za oknem deszcz, noc i wiatr.
Za oknem mrok. Czołgam się, między fotelem
i kanapą, wdychając nikły zapach woskowej
pasty. Słoje i sęki w dębowych klepkach
układają się w jakiś dziwny, nierealny
wzór. Przenikam tajemnicę materii.
Tajemnicę sennego widzenia, które wciąż się
przekształca i dojrzewa, choć nie wiadomo,
co to wszystko znaczy i w jakiej kolejności
eksplodują wyraziste, poszczególne
obrazy…
*
Wiem, że teraz jadę donikąd. W pustym,
kołyszącym się przedziale pociągu. Ostrzą
się czerwone oparcia siedzeń w
przygaszającym, co chwila białym świetle
jarzeniówek. Stoję, trzymając się kurczowo
szarego uchwytu. W okiennej szybie
zniszczona twarz… Jadę do ciebie. Donikąd…
Jadę w stukocie kół na złączach szyn.
Osaczają mnie mżące piksele samotności,
wyłaniają się z każdego zakamarka… Ściskam
w dłoni sponiewierany egzemplarz
„Moskwy-Pietuszki”, Wieniedikta
Jerofiejewa. Wpadł mi w dłonie, nie
wiadomo, skąd, w poplamionej,
poprzecieranej okładce. Wsuwam go do
kieszeni szarej marynarki. Pulsują mi
skronie. Szumi w uszach wzburzona gorączką
krew. Jadę do ciebie. Donikąd… Podążając w
zaświat nieznany, w absolutną pustkę
deszczowego opuszczenia. Krople uderzają o
szyby. Rozpryskują się… Jadę do ciebie. Czy
wiesz? Powiedz, czy wiesz? Twoje usta
poruszają się, lecz nie słyszę słów. Jestem
coraz bliżej ciebie…Coraz bliżej…
(Włodzimierz Zastawniak, 2022-11-30)
https://www.youtube.com/watch?v=lPt3fP6pOYk
Komentarze (7)
Świetna, bolesna proza.
(Napisałabym - grudki cementowego piasku.)
Pozdrawiam serdecznie z nieustajacym podziwem.
Posłuchaj ze mną...
https://youtu.be/AaTocAbCTFM
Twoja mroczność i tęsknota zadaje ból. Wiem lubisz
takie klimaty, ale jak dla mnie za bardzo zadają ból.
Lubię Twoje pisanie, ale ostatnio nie mogę znaleźć coś
dla siebie. Pozdrawiam :)
piękny tekst.
świetnie się czyta Twoje mroczne widzenia.
czyta się dobrze choć jest ... mrocznie
Dobrze dajesz!
Głos mój i szacun jest twój!!