Król
Na zielonej polanie,
wśród leśnej zwierzyny,
przemawia Król terenu,
dotykając grzywy.
Głowę ma wysoko,
lekko ponad chmury,
czując się tu Panem,
poniża wszystkich z góry.
Zawsze pierwszy w stadzie,
rządy bez litości,
nikt się nie odważył,
korony zdjąć mu z głowy.
Jednak dzisiaj na zebraniu,
szeptem słowa lecą,
że nie długo będzie królem,
młodych się zaczyna era.
Mówiąc zgromadzonym,
jak wielkim on jest władcą,
nie widzi czubka nosa,
i skąd kamienie lecą.
Nagle wyrwał się głos z tłumu,
„Czas już odejść lwie
tyranie!”
on obruszył się nieziemsko:
„Co to jest za opluwanie?”.
Wtedy ruszył tłum na władcę,
który rządy swe sprawował,
i rozliczył go za grzechy,
sam to życiem sprowokował.
Więc słuchajcie wielcy władcy,
nosząc głowy nad chmurami,
nie widzicie swoich ludzi,
którzy stoją z kamieniami.
Oni chwilę oczekują,
kiedy mogą trafić dobrze,
wtedy wielki władca padnie,
nikt nie przyjdzie już na pogrzeb.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.