Listopadowy poranek
Listopadowy poranek
zza gór wynurza się słońce
czuję ciepło pierwszych promieni.
Drzewami kołysze wiatr.
Ten wiatr szarpie moje włosy
przenika mnie.
Stanęłam przy grobie mojej mamy
położyłam żółtą chryzantemę
zapaliłam znicze.
Zatęskniłam
zatęskniłam całą sobą
popłynęły łzy.
Po chwili uśmiechnęłam się
bo wiedziałam ,że jest,że stoi tuz obok.
Położyłam rękę na nagrobku
i poczułam To ciepło.
Ciepło otulone woalem tajemnicy.
Słońce grzeje coraz mocniej
wiatr coraz silniejszy.
Wszyscy Święci radują się,
że pamiętamy.
Komentarze (1)
Oby tak było, jak piszesz, że się radują. My płaczemy,
bo żyjemy. Pozdrawiam