Lot
Zmieniłem się ...
I nagle zacząłem spadać.
Nie tak jak liście czy sople lodu,
Ale jak ból, którego nie trzeba udawać
Nie czułem nawet dna żadnego.
Lecąc w ciszy wśród zgiełku
Szukałem w chaosie siebie dawnego
Wiele uczuć po drodze spotkałem.
Wszystko się odemnie odwracało
I już dawnych myśli nie widziałem
Spadały szybciej niż ja sam
Tak pięknie się oddalały!
A ja zauważyłem, że jednak coś mam.
Nadzieja, że dna sięgnę
Trzymała mnie żywego.
Liczyłem, że spokój w końcu zdobędę
Kiedy na oczy przejżałem
Nie byłem zbyt zaskoczony.
Mojego końca już się spodziewałem
Spadłem na dół i zginąłem
Dusza leciała jeszcze niżej
A ja na wieki usnąłem
Było ciemno, deszcz zamierzał padać
Na czymś się poślizgnąłem.
I nagle zacząłem spadać...
.... i sięgnąłem dna
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.