marnieje, kamienieje
Szedłbym nie patrząc się za siebie
Jak ślepe bydlęcie
Bo tak ufałem bezgranicznie
Jak pasterzowi jego owce
Wyniesiony na skarpę
Runąłbym momentalnie
Rozwijając ramiona skrzydlate
Wzbiłbym się...
Nie...To złudzenie
Spadłbym na ziemie
Zmiażdżone me serce
Ciało w rozsypce...
Ale dusza chce ulecieć
Zatopić w marzenie
Pielęgnować uczucie namiętnie
Bez tego blednie, marnieje
Nic sama nie zrobi
Łza w rzekę się roi
Zamarza w skorupę powoli
Ogień w środku ledwo się tli...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.