Mecz, kibic...i co.
To jest nie pojęte, jedenastu ludzi,
ganiają zawzięcie, i bardzo się trudzi.
By kawałek skóry przetoczył boisko,
i wpadł w jakąś bramkę, ot i to jest
wszystko.
Wszyscy w krótkich gaciach, dorośli
faceci,
a się zachowują niczym małe dzieci.
Biegają bez sensu, tam i też z powrotem,
oblewając siebie wymęczonym potem.
To jeszcze nie wszystko, siedzą na
trybunach,
kibice tych graczy, skupieni w tabunach.
Są strasznie zawzięci, drą własne
gardziele,
chociaż w tym tumulcie nie widzą zbyt
wiele.
Ale kibicują, okrzyk groźny wznoszą,
i o bramkę jakąś, biegających proszą.
Mało gracze mogą, bo facet z
gwizdeczkiem,
przeszkadza w działaniu im nawet
troszeczkę.
Wszystko zauważa, choć kibic nie widzi,
i tym to wyraźnie z kibica on szydzi.
Naraża się facet, na brzydkie szykany,
bo kibic nie lubi być poniewierany.
Więc rwie w owej złości, fotele z
plastiku,
rzucając w boisko nie bacząc wyniku.
To już jest nie ważne, kibic oszukany,
mimo pewnych zwycięstw, wciąż będzie
przegrany.
I tak moi drodzy mecze przebiegają,
jedni są wygrani, drudzy przegrywają.
Tylko kibic kiedy, wraca z tej imprezy,
w spełnienie swej misji święcie pewnie
wierzy.
On ciężkie zadanie wykonał wspaniale,
dopingując zniszczył trybuny w tym
szale.
Reszta jest nie ważna, i niech tak już
będzie…
za tydzień spotkanie nowe się odbędzie.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.