miłość na złotej tacy
Położono przede mną miłość na złotej
tacy
Wystarczyło wyciągnąć rękę
Objąć ją i pozwolić odejść rozpaczy
Przerwać trwającą od wieków mękę
A jednak patrzę na nią z ukosa
Szukając kolców, pazurów, dzioba
Nie wierząc, że zesłały mi ją niebiosa
By odeszły z mego serca niepokój i
trwoga.
Nadal przede mną ją trzymasz
Na dłoniach mi ją układasz
Mówisz, że czasu próbę przetrzymasz
Że poczekasz, że czas mi dasz
Bym mogła poczuć szczęście
Bym mogła w szczęście uwierzyć
I mówisz uwierz, że odnalazłaś do raju
wejście
Bo dziś już chcesz być, a jeszcze wczoraj
chciałaś nie żyć
Uśmiechasz się i patrzysz troskliwie
Nie popędzasz, nie narzucasz własnej
woli
Czekasz cierpliwie
Choć serce Twoje pragnie niewoli
Miłością chce być splątane
Obietnice wieczną pragnie wypełnić
Czuć ciepło tak wyczekane
Marzenia wspólne chce spełnić
Symbioza myśli, serc czułość jednaka
A jednak lęk w piersiach schowany
Lęk taki jak u schwytanego ptaka
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.