Młodzieńczy bunt
Wiek w którym mam bunt do wszystkiego,
trzymam dystans dla każdego.
Nie chce siedzieć w domu,
bo komu to potrzebne do szczęścia? Nikomu
!
Chodzi o te kłutnie z rodzicami,
flugi lecą dniami i nocami.
Porozumienie, czy zgoda - ja nie znam tego
słowa,
od wszystkich porażek biedna moja głowa.
Szkoła - totalna olewka,
z przyjaciółmi lepsza zgrzewka.
Dobra zabawa - to jest to...
... ale zaraz, kto jest wart mego
uczucia... kto?
Na zewnątrz jestem twarda i nieczuła jak
skała,
a w środku taka mała.
Wszystko pęka, serce we łzach...
... szukam, może znajdzie się dla mnie
jakiś "dach".
I nagle ten jeden niespodziewanie
sprawił,
że ktoś taki jak ja, bez jego obecności by
się udławił.
W mych myślach wciąż się pląta,
do mych oczów głęboko zagląda.
Ja nie wiem co się ze mną dzieje,
ale z drugiej strony, tylko przy nim tak
prawdziwie się śmieje.
Aż w końcu mnie pocałował,
robiąc to, całego siebie dla mnie
zachował.
Odwzajemniając godzien zapomnienia świata
pocałunek,
okazałam mu cały swój szacunek.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.