Moja choroba jego rany
Dla wszystkich tych ktorzy traca nadzieje...
Nasza milosc nie zna granic
Nie chce ta choroba go tak ranic
Lecz ona zabija mnie cala
Jakas czesc duszy juz mam obumarla
I widze, zabijajac mnie zabija jego
Ma jedyna milosc, ukochanego
Czasem mam wszystkiego dosc
I pytam: Po co mi ta milosc?
Bez niej byloby latwiej odejsc
Lecz nie wiem jak chorobe podejsc
By ja zwalczyc, skasowac
Ile moge tak glowkowac?
Ale moj mily nigdy mnie nie zostawi
Nawet gdy lek omami
Bedzie szeptal piekne slowa
Az przestanie bolec glowa
Bo on jedynym lekarstwem jest
Z nim chce doczekac zycia kres
Jedyna nadzieja mojego swiata
Tylko on na kolanach Boga blaga...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.