Mordęga.
--- MOŻE KIEDYŚ SIĘ DOWIESZ, CO ZROBIŁEŚ ... MOŻE KIEDYŚ ZROZUMIESZ, CO CZUJĘ ... I MARZĘ BYŚ KIEDYŚ POWIEDZIAŁ, ŻE SIĘ MYLIŁEŚ ... ALE WTEDY BĘDZIE JUŻ ZA PÓŹNO ---
Patrzę w dal, przez to szare okno, tylko z
żaluzjami.
Wszystko uwiera, boli, a oczy moje
wypełnione są łzami.
Drzwi są otwarte, co chwilę ktoś wchodzi,
by wybiec zaraz.
Wszyscy gdzieś biegną, mijają się szybko,
mówią naraz.
Nic nie rozumie.
Na korytarzu tłum pielęgniarek i lekarzy
się przelewa.
Szum, huk, inni pacjenci przeszkadzają,
zaraz się ktoś rozgniewa.
Coś się stało, NOWEGO MAJĄ, strzykawki i
aparaty sobie podają.
„Doktorze na piątkę szybko, tracimy
ją” – naraz słowa padają.
Zostaję sama w tym szumie.
Leżę przykuta do łóżka.
W rękach igły, kroplówka.
Nawet nie dotknę swojego brzuszka.
Czuję się jak zdeptana mrówka.
Aparaty otaczają mnie.
Widzę w nich siebie.
Bezradnie leżąca,
Ciągle płacząca,
Opinii lekarzy słuchająca,
Jak potwór wyglądająca!
Pełno siniaków, zadrapań wiele.
Ale na to można niewiele.
Teraz inni lekarze tu przyjdą.
Popytają, co się stało.
Zbadają, oglądną i wyjdą.
Normalne – już tylu mnie oglądało.
Z godnością umrzeć umie.
Nie chce odwiedzin, lekarzy, stażystów
wielu.
Patrzących na mnie, szepcących niby cicho:
„Jakby przyjechała do
hotelu.”
Myślą, że tego nie słyszę, że jestem
głucha.
„Piła…Ćpała…Zrobiła to
specjalnie…Nie chciała
go…” – głupia
dziewucha.
Zabrałeś go – NIE ROZUMIE.
Kochałam Cię sercem całym, matką Twoją
byłam.
Chciałam Cię urodzić, jak mnie matka
urodziła.
Lecz Ty życia ode mnie nie chciałeś.
Zostałam sama, cierpię, poroniłam, tak
wybrałeś.
by Dżoana
...dlaczego życie tak wiele zabiera człowiekowi… ...dlaczego choć przez chwilkę nie mogę być szczęśliwa… ...czy Bóg w końcu pokaże mi co to jest–SZCZĘŚCIE
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.