na piachach
Tuż przed snem dobrze jest rozpłynąć się w
marzeniach
By wypłoszyć z myśli nutę fałszywą od
rozgoryczenia
Bo przyznać muszę, obfite ogarnia mnie
zgorzknienie
I coraz trudniej w sobie walczyć o zwykłe
zrozumienie.
W świecie, który nie cieszy, który niczym
nie ujmuje
Trudno winić oczy, gorzki smak wyobcowania
czuję
Już nie afiszuję się z tym, twarz wciąż
zachodzi realistą
Choć czasem korci, by połknąć jakąś mrzonkę
mglistą.
Dziwna jest uprawa, co jeszcze pozwala
zebrać plony
Kiedy grunt strasznie jałowy, niczym nie
nawożony.
Tak bezcenny entuzjazm, nie dla wszystkich
jest przecież
Choćby sen tylko jeden, nie do przejścia
góra wyrzeczeń.
Swego miejsca nie mogę znaleźć, tak mało
mnie buduje
Za wszystkimi iść gęsiego, zaraz we mnie
się kotłuje
Frustracja się pogłębia, w tej płaszczyźnie
coraz gorzej
Jeśli słońce nie chce świecić, sama woda
nie pomoże
Bardzo łatwo można ugrząźć w beznadziei
piachach
Gdy myśli zaniedbane w podartych błądzą
łachach
Oddalam się więc często, w samotności lubię
marzyć
Lecz choć ogień miło grzeje, potrafi też
oparzyć!
Komentarze (1)
Bardzo płynnie ponarzekałaś w swoim wierszu.Może
popatrz na życie z tej lepszej strony.Załóż różowe
okulary,a świat wyda Ci się weselszy i problemy
mniejsze...