Na rybach Sonet
Ze szpitalnego łóżka...
Zapatrzony w skraj puszczy zamglonej od
rana,
w porywach strugi wiatru z drzew
spadającego
Podziwiałem mglisty cień łba
jałowcowego,
z którego to wyzierała dzikość
nieprzebrana.
Wszystko to tajemniczo, w głuchej ciszy
trwało,
na łysawej porębie czerwonej od malin.
Tylko w głębi olszyny zazula się chwali
-
Ile jej się jajeczek podrzucić udało.
Płynie w oparach świtu zamulona rzeka,
kaczęta w nenufarach kupry swe płukały.
Przy brzegu czapla siwa na ukleje czeka
-
Które przed okoniami gdzieś się
pochowały.
Wtem z oparów wypłynął szary cień
rybaka,
i zniknął w swej łupinie jakiś taki
mały...
A cisza dalej trwała.
Komentarze (17)
Ładnie, bardzo ładnie:-)
Pozdrawiam:-)
Cóż to się stało, że ze szpitalnego łóżka.
W takim bądz razie życzę zdrówka
Ten ostatni wers chyba lepiej by się czytało: "...A
cisza trwała dalej." Pozdrawiam