NARKOMANKA
Ten wiersz dedykuje mojej psiapsiółce Karolinie i Gosi, o której jest ten wiersz.
Doprowadzam się do rozsypki,
ale to nie są już tylko zastrzyki,
to łzy, które leje matka ze złości,
a może nawet i miłości lub litości.
Doprowadziłam się do rozsypki.
Wiem to bo, mam już wyniki, diagnoza jest
znana - AIDS,
Cholera, czemu ona wcześniej nie
skonała,
Tylko do dzisiaj w nocy męczyć się
musiała.
Kto to wie?
Ty, może ja, albo oni?
Nie, ona sama nie wiedziała,
tylko w ciszy smutku i bólu w nocy
skonała.
Matka płakała, ale jej pochować nie
chciała,
bo ludzie by gadali, że córka narkomanką
była.
Ojciec nie wierzył, że córka tak była,
w depresje popadł i już się nie odzywa.
Kto ją pochowa?
Zakład komunalny?
Czy chłopak zapłakany,
który był z wszystkich sił w niej
zakochany.
Nikt, nie chce jej ciała,
więc ona sama się rozłoży,
najlepiej może w śmietniku,
albo w lesie, po cichu.
Ktoś racjonalny, nie banalny,
wziął jej zwłoki
i bez trwogi
zatroskał się, by jej dusza w niebie
była.
Trumna biała, dziewczyna znana,
kto by powiedział, że ona to ona?
Na haju była i tak skończyła,
wygłosił mowę księżulek.
Ale, kto wie co naprawdę z nią było,
to wie tylko bóg,
który życiem jej kierować mógł?
Albo może nie mógł...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.