(Nie)winne kochanie
Deszcz kapie o szybę,
Szpital, późna pora,
Długie oczekiwanie,
Na bezwzględny wyrok doktora.
Rodzina w poczekalni,
Córka na ostrym dyżurze,
Całe ich życie zmieniła,
Wieszając się na tym sznurze,
Szok, niedowierzanie,
„Nie możliwe! Nie Agata!”
Ale właśnie tyle zdziałały,
Przykre słowa, „Co za
szmata”.
Ona go kochała,
On mówił to samo,
I czuła się wspaniale,
Budząc się koło niego rano.
Jej wymarzony, ten pierwszy raz,
Z mężczyzną, którego kochała,
Ale już po godzinie,
Z rozpaczy nad sobą płakała.
On ją oszukał!
Potraktował jak przejściówkę!
Wychodził głośno się śmiejąc,
Pytając, czy chce stówkę.
I całej szkole rozgadał,
Jaka to łatwa dziewczynka,
Zdejmuje łatwo ubranka,
Jak z ust schodzi szminka.
Wszyscy ją wytykali,
Swoimi palcami,
A ona tylko marzyła,
Bo zamknąć go za kratami.
Swoją cnotę, niewinność,
Oddała najgorszemu,
Ale to nie jej wina,
Że oddała serce jemu.
I to było najgorsze,
Że dalej go kochała,
Tego zimnego drania!
Choć kochać nie chciała…
I już nie mogła tak żyć,
Znienawidzona, wyśmiana,
Bo w jej sercu zagościła,
Niegojąca się rana.
W sznurze znalazła ratunek,
Do Boga kochanego!
Chciała przestać cierpieć,
Nie robiła nic złego…
Anioł jednak czujny!
Ojciec ją znalazł na strychu,
Właśnie skakała,
Tak smutno, po cichu…
Krtań zaciśnięta,
Tatuś ją odwiązał,
Do szpitala zawiózł,
Sumienie pogrążał…
Rodzice zapłakani,
Winią za to siebie,
A to przez tego chu**,,
Ona jest już w niebie!
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.