Odchodząc...
Trupia bladość.
Szkliste oko.
Czoło groźnie pomarszczone
Usta jakieś wykrzywione.
Śmiech szyderczy.
Chód niepewny.
Ogniem płonie.
Jęk rozdziera kruche ciało.
Z dala słychać głośne szlochy.
Gromy biją na niebiosach.
Jeszcze chwila,
jeszcze moment,
wszystko w gęstej mgle utonie.
Niebo z ziemią toczy boje,
o jestestwo Twoje.
Jak piórko na niebie się unoszę,
Nie zapomnij o mnie proszę.
Cichutko, bezpiecznie opadam,
w Twoje mocne, kochane ramiona.
Tak, zakończona moja droga.
Chwyć mnie mocno za ręce,
niczego nie chcę więcej.
Jestem bezpieczna...
Komentarze (42)
Za moją Anusią turkusikiem :-) uśmiech zostawiam :-)
Ależ mrocznie...
To ja pozdrawiam pogodnie:)
oooo... Gabi powiało zimnem - tylko druga część do
przyjęcia.
pozdrawiam:-)
Bardzo wymowne, pozdrawiam.
nie na darmo wiersz ma dwie części, pierwsza straszna
i nieubłagana... potem jest szansa... podoba mi się
ten podział w konstrukcji, wybicie z rytmu też
zasadne... wierzę że odchodzący może doświadczyć
błogości w ramionach Najwyższego...
Tu zgadzam się z anna
Pozdrawiam Gabi:-)
Zgadzam się z przedmowcami.
Pozdrawiam Gabi serdecznie :*)
bardzo poruszył mnie Twój wiersz i zatrzymał -
niestety w tym przypadku zawsze przegramy
pozdrwionka
człowiek jak piórko na niebie unoszące się
pomiędzy....
tak, zawsze pomiędzy.
pozdrawiam Gabi :)
w tej walce jesteśmy na przegranej pozycji
śliczny jest to jest miękkie lądowanie kochanie ...
Nie uciekniemy od tej walki.