W OGNISKU
Gdy płonęło me serce, gasiłaś je
wrzątkiem;
Co dla Ciebie było końcem, dla mnie
początkiem
rozpalenia nowego, świeżego polana;
Spojrzałaś, a na mnie każda gorąca rana
wrzeszczała błagalnym i plugawym
językiem,
strzelając krwistym światłem, bijąc nerwy
krzykiem;
Sznur mnie krępował, lecz uwolnić się nie
chciałem;
Spopielał mi grymas na twarzy, lecz nie
krzyczałem;
Krzyk to obrona, a ja nie będę się
bronił,
bo gardzę cierpieniem, od ciała będę
stronił;
Bylebym tylko mógł umysł trzeźwy
zachować,
wszystkie skwierczące strupy nie problem
pokonać;
Stoję w ognisku; Nie wierzę sam, że tak
płonę;
Wierzę za to, że ogień sam w sobię
pochłonę,
zaleję zimną wodą i łzą nieskażoną
i rozbiję blask w konstelację
niezłożoną,
prostą, acz pełną, o żywocie błyskawicy
i powróci do serca, do źródła krynicy;
Będę żył! Muszę żyć! Gdzie ta cholerna
wiara?
Gdzie te same siły? Naprawdę się nie
staram?
Wyjdę ze stosu w kałużę łez; By nie
szlochać
tylko kochać! Kochać!... A co to znaczy
kochać?
Zamykam powieki,
by płonąć po wieki.
W sercu dzielne boje,
w ognisku wystoję;
Dziękuję za polano
Kocham?
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.