Oni i kosmos. Gaba
(Dziękuję za cierpliwość w czytaniu. Jeszcze dwie części i koniec.)
7. Gaba
Robi był ciekawy jak smakuje kapusta z
dżemem, ale nie chciał pierwszy spróbować.
Powiedział, że od tego ma się w końcu
siostrę.
Wzięłam do buzi tylko jedną łyżkę i szybko
wyplułam. Skończyło się jednak na czymś
jeszcze gorszym – puściłam kolorowego pawia
na dywan. Potem Robi już nie miał odwagi,
żeby samemu sprawdzić, jak smakuje
wymyślone przez niego danie.
Poczułam coś dziwnego. Do tej pory Ja
zawsze byliśmy razem smutni albo
zadowoleni. Ale kiedy Robi dał mi do
zjedzenia to okropieństwo i było mi tak
niedobrze, to on się śmiał, a mnie chciało
się płakać.
Uciekłam na swoje kojo i zaczęłam
zastanawiać się, czy nie poprosić rodziców,
żeby dali Ja osobne pokoje. Potem Robi mnie
przeprosił i znowu było dobrze. Jednak nie
rozumiem tego, co się stało. Jak to
możliwe, że każde z Ja czuło coś zupełnie
innego? Robi był taki zadowolony z siebie.
Śmiał się ze mnie i wcale się nie przejął,
że jest mi smutno z powodu jego psikusa.
Vivi dała mi na pocieszenie książkę z
dinozaurami. Ale Robi dostał małego chemika
i to jest niesprawiedliwe. On nie powinien
nic dostać za to, że był dla mnie taki
niedobry. Potem drugi raz pocieszyła mnie
Ulana, od której dostałam kolorowy
rysunek.
Ale nadal rozmyślałam o sobie i o Robim.
Okazało się, że jest więcej rzeczy, którymi
Ja się różnimy. Lubię książki
dziewczyńskie, takie o królewnach albo o
zwierzętach. Robi te o Indianach,
kosmonautach i ich różnych przygodach. Za
to oboje lubimy czytać historie o
wynalazkach techniki.
Właściwie, to jeszcze nie wiemy, kim
chcielibyśmy zostać w przyszłości. A teraz
często sprzeczamy się, w co będziemy się
bawić. Czasem łaskawie zgadzam się na
zabawę w Indian i także zakładam na głowę
pióropusz.
Mama podarowała Ja specjalne stroje, a tata
pomógł nam zbudować w ogródku tipi. Zabawę
w Indian rozpoczynamy prawie zawsze
kłótnią, bo oboje chcemy być Winetou. Żadne
z Ja nie chce się zgodzić na odgrywanie
innej roli. A przecież Winetou był tylko
jeden.
Tata podsunął pomysł, żeby cała rodzina
przebrała się za Indian. Ja odgrywaliśmy
rolę Winetou na przemian, Vivi była jego
siostrą, mama zwykłą skwaw, a Ulana jej
indiańskim dzieckiem. Tomi grał zaszczytną
rolę wojownika Apaczów. Natomiast Bedu
awansował na konia.
Tata – szaman zajmował się leczeniem
członków plemienia oraz odprawiał obrzędy.
Na przykład przywoływał deszcz. Vivi
pokazała Ja taki śmieszny przedmiot, na
który mówi się parasol, choć ma chronić od
deszczu i wytłumaczyła nam, że parasol to
znaczy – przeciwsłoneczny.
Komentarze (25)
Serdecznie dziękuję kolejnym Gościom.
Pozdrawiam ciepło :)
Świetny tekst, pozdrawiam ciepło.
Ciekawe tak wcielić się w kogoś innego :)
... coś innego i cieszy mnie że tak ciekawie do końca
prowadzisz czytającego...
Z przyjemnością przeczytałem
Bardzo dziękuję Wszystkim za odwiedziny, pozostawione
słowo i pozdrowienia.
Miłego dnia :)
Dziękujesz za cierpliwość Szadunko.
A my za świetną prozę - można się zaczytać w chwilach
wytchnienia ;)
Już kolejna część... Wciągająca.
Pozdrawiam Halina
Ciekawe więc przyjemnie się czyta...pozdrawiam ciepło.
Ciekawa opowieść
Pozdrawiam serdecznie:)
Dzięki za poprawienie humoru.
Dzięki za poprawienie humoru.
Z przyjemnością przeczytałam o wspólnej zabawie z
tatą.
Takie integracyjne chwile są bezcenne.
A próbowania kapusty z dżemem nie polecam :))))
Cieplutko pozdrawiam :)
Kolejne dwie części przeczytałam z zaciekawienie..
czekam na c.d.. pozdrawiam :)
Wciągające, pełne dobrych emocji opowiadanie,
z ogromną przyjemnością przeczytałam,
pozdrawiam serdecznie:)