Opętanie
Moje oczy bursztynowe zabiegły brunatną
krwią,
Gdy wyrwałeś mi serce niczym bezlitosny
kat.
A ja kochałam cię bez granic, za wszystko i
za nic.
Ty jednak ja sęp żerowałeś na mnie,
I gdy znudziłam ci się, wessałeś się w inną
szyję.
Lecz nie opuściłeś mnie.
Podsycałeś moje fałszywe wyobrażenia o
tobie
I chciałeś bym wierzyła we wszystko co mi
powiesz.
Zapomniałeś jednak, że nic nie trwa
wiecznie
Bo przez ciebie zniewolona ujrzałam ją z
tobą.
Staliście splecieni ramionami w świetle
księżyca
Wpatrując się w siebie niczym para
zakazanych kochanków.
Serce drgnęło, prawda wyszła na jaw,
Założyłam maskę by nie poznał mnie nikt,
Uśmiech schowałam, a w kąciku moich ust
Kropla co kiedyś była łzą - stwardniała.
Wróciłam do naszej niby - idylli.
Uśpiłam oczy, zamknęłam usta
I postanowiłam w sieci kłamstwa dalej
żyć.
Nie rzekłam nic.
To co zobaczyłam zakopałam w duszy mej,
W której spalam się.
Zapytasz: "Dlaczego?".
Bo miłość to także opętanie.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.