Pług
opowiadanie gwarowe
Pług
Siedzieli na środku starej drógi do wsi.
Staro chałupa góralsko po dziadak i
pradziadak całkiem juz podupadła i jakby
wpładła krapke do ziemi…Malućko izba,
malućkie okienka,
i dżwiyrze góralskie nabijane kołkami. Za
sieniom kómora a na prociw dźwiyrzy do izby
sopa ze zwierzynom…
Przydałoby sie cosi poprawić abo co
nowego postawić, dziadek Zokopion to pewnie
cosi lepse były hań chałupy, to sie mu
fciało krapke to zycie polepsyć. Przydałyby
sie nowe sprzęta bo radło juz stare zuzyte
nie nadawało sie do uzytku, marzył sie
dziadkowi pług i brony i chojco jesce…
Kańsi od Hol słychno było śpiyw, dobrzy
chłopcy a moze ino sukający lepsego zycio
wracali z Luptowa a nieroz i z Pesztu abo i
z Wiednia.
Nieśli chojco co sie w dóma moze przydać,
dziadek medytowoł nad tym syćkim i
ftoregosi razu pedzioł babie ze idzie we
świat bo tu ni ma warunków coby poprawić
jako swój los. Babka pytała go piyknie, nie
chodź Jędruś nika coby ci sie co nie
stało,wystarcy nom telo co momy, nie
chodź.Nic nie pomogło, poseł tak jako i
dziś ostawiajom babe i dzieci i jadom we
świat… Jak pedzioł tak zrobiył popłynon
sifem do Hamaryki i tam zarobioł dulary w
kopalni węgla. Po dziesięciu rokak wróciył
sie ś nimi du domu.
Córki juz były duze kie sie wróciył. Siyły
juz ani ochoty ni mioł do budowy cego
nowego, dokupiył w Holak polon postawiył
sópke na Weskówkak i kupiył wymarzony
sprzęt pług i brony. Kupiył tyz krowe,
kónia i dwie owiecki ftore zgineny nikt
nie wiedzioł i nie widzioł co sie ś nimi
stało ale po poru rokak kie umieroł
nobogatsy gazda, dowiedzieli sie co. Mioł
tyn gazda kiyrdel owiec ale mu skoda było
zabić swoje na święta to ukrod dziadkowe i
zabiyli ale dziadek tak rod widzioł te dwie
owiecki ze jakomsi klątwe wypedzioł i ona
sie spełniyła.
Tyn cłek co ukrod niek nie umre pokiela sie
do winy nie przyzno i tak wyj sie stało…
Posłali do dziadka kie bogoc lezoł i ni móg
skonać i pedzioł Jędruś te owiecki co ci
zgineny to moja wina, moja wina, moja wina
i tak wyj z winowajcami.
Wartko sie tyz znaleźli dobrzy ludzie
wyznania mojżesowego coby dziadkowi
doradzić co mo zrobić z dularami bo bedzie
zmiana piyniędzy i tak dopomogali ze
dziadkowi piyniądze ukradli i znikli na
wieki…I tak wyj, dobrze godajom ze na
twardy zbiór syjom diabli wór…
Na pociesenie urodziył sie dziadkowi syn
ftory był jego pociechom do końca zycio…
Dziywki sie powydały. Piyrse jedna za
Rojcyka z Zokopanego jak godoł wujek a pote
umarła baba bo jom Miemcy zabiyli we
Wielkom niedziele a pote drugo tyz za
Rojcyka jakby nie było nikogo innego na
świecie... Totyz podzielył na pół to
dokupione pole i doł dziywkom i jesce dodoł
pług i brony coby mieli cym zaorać i
poskrudlić. Jak była zgoda to jeździyli
razem i pomogali sobie przy oraniu i
sadzeniu grul. Ale jak to bywo zowiść cy
zozdrość a moze jesce inne grzychy główne
sprawiyly ze sie ni mogli pogodzić. Starsi
mieli dzieci i dziadek kupiył im dómek a
młodsi musieli sami sobie pobudować. Pług
jak i inne dobra zatrzymali starsi bo
twierdzili ze im sie nolezy…I tak zacena
sie nodługso wojna domowo jakom przezywałak
od dziecka do starości. Umarła mama i
dzieci stryków i ciotka i mój tata.
Widziało sie ze bedzie spokój ale im sie
widziało ze to oni powinni rządzić światem
bo som jest nomądrzejsi i to im sie syćko
nolezy…Pomarli syćka, wnuki sprzedali dom i
syćko.
Nowi włościciele syćko wyruciyli i
wyburzyli, uwidzialak dziś pod brzyzkiem
stary dziadkowy pług, coby go kupić
popłynon tele dole do roboty a dziś lezy
pod brzyzkiem ozkierendany, zardzewiany
kielo to razyj była bez niego zwada jak i
bez brony i gnatki ftore my strugali z
tatom. Jeździyłak na nik abo racej
spuscałak sie na nik z góry a pote trudno
mi było wyciagnąć na wiyrk bo były cięzkie…
Telo tyk wspomnień co znośniejsyk do
cytanio.
Dziś cichućko cicho, historyje ozwalonyk
sprzętów znom ino jo i tak sie mi
przybacuje chojco jak to echo słów mojego
taty”Hej,Boze na co im to wysło na co?”A tu
syćkim nom wychodzi na to samo. Przemijomy
bo cas ucieko, wiecność ceko a nowym
ludziom znowu co nowego potrzebne do
scęścio, do zycio, do wynosenio sie, do
rządzenio a kiejsi tak mało było potrzebne
do scęścio i tak daleko trza było tego
scęścio sukać…Haj.
Komentarze (13)
z przyjemnością przeczytałam:) pozdrawiam serdeznie
Wiele mądrości w tej opowieści, która skłania do
refleksji
..."a kiejsi tak mało było potrzebne do scęścio"...
święta prawda.
Piękny, ciekawy refleksyjny przekaz
pozdrawiam
Skoruso - w naszej pamięci i w słownikach już teraz
pozostają,
wiemy jak ważną rolę pełniły
i jakim wynalazkiem jeszcze przed nami one były.
Dzisiaj nawet skup złomu, złamanego szeląga za nie nie
chce dać, a już powodem do kłótni - absolutnie.
U młodych - tylko szczery śmiech wywołuje, a nie
wiedzą, że to narzędzie w owych czasach na chleb
pracowało.
Twoje zapiski jako dokument posłuży.
Tak pięknie piszesz skoruso, że aż dech w piesi
zatrzymuje. Pozdrawiam serdecznie.
Kolejny ciekawy tekst o zwyczajnym zyciu ale swietnie
ukazujacy walke i chec polepszenia bytu z ciekwa mysla
przewodnia. Serdecznosci Skoruso.
Piękna proza skoruso, jak mało kto potrafisz serca
poruszyć.
Wszędzie jest dobrze, gdzie nas nie ma i nie ma nic
ważniejszego jak życie na ziemi, gdzie są nasze
korzenie. Pozdrawiam :)
Ciekawe, wciągające wspomnienia. Pozdrawiam
Z wielką przyjemnością... jak zawsze :)
wspaniale opisana historia jakich wiele niestety...
pozdrawiam skoruso i dziekuję, że jesteś :-)
Przeczytałam z przyjemnością - jak zawsze bardzo
ciekawa opowieść. Miłego dnia.
każdemu co innego trzeba do szczęścia, najważniejsze
aby rodzina żyła zgodnie,,,,pozdrawiam :)