poeci nie odchodzą do nieba
kiedy już późny wieczór latarniami
świeci
i drzewa zasypiają, wiatrem kołysane
spotykają się w parku umarli poeci,
ożywają i dźwięczą, pod starym
kasztanem,
myśli niedokończone, zanim noc uleci
myśli niedokończone, zanim noc uleci
ponad chmury, co księżyc otulają puchem,
do snów się zakradają srebrnych, pod
powieki -
jak ziarenka zbóż - kiełki wypuszczają
kruche
by, dniem złotym, łanami wersów
zaszeleścić
by, dniem złotym, łanami wersów
zaszeleścić
co dokończą myśl zgasłą wpół szeptu, wpół
zdania
i pył czasu, natchnieniem, zdmuchnąć z
opowieści
którym marmur do słońca uśmiechać się
wzbrania -
zapomniane, ostygłe, ciepłem słowa
wskrzesić
zapomniane, ostygłe, ciepłem słowa
wskrzesić
w wierszu nowym i szarość w tęczę barwną
zmienić,
nie odchodzą, zwyczajnie, do nieba poeci
rozsypują, po parku alejkach, wzruszenia
kiedy już późny wieczór latarniami
świeci
Komentarze (19)
no, niestety, nie myliłem się: sprawne pióro, dobry
warsztat. zamek spinający prolog z puentą przekonuje,
wewnętrzne troszkę mniej, ale całość zachwyca.
Wiersz zatrzymuje ,wzrusza i zachwyca Przeczytałam
parę razy ,piękny
Wiersz bardzo płynnie się czyta, jest melodyjny,
bardzo dobry pod względem formy. Jego treść przemawia
do mnie poprzez ciekawe metafory. Niewątpliwie udany:)
Najlepszy wiersz jaki dziś czytałem ,chylę czoło i
kłaniam się nisko