Poezja śpiewana
Najbardziej sobie cenię
na przywitanie dnia,
podczas, gdy pan morfeusz
nokturny senne gra,
choć już pod oknem rzeka
stalowych koni mknie,
rzeczy dwie.
Tej pierwszej nie opiszę,
bo to prywatna rzecz,
choć nie mam szczęścia w kartach,
w miłości - czasem... lecz
podczas tej drugiej właśnie,
najpewniej radość mam,
mówię wam.
Więc głośno sobie śpiewam,
bo lubię wody szum,
za oknem, na przystanku,
zziębnięty drepcze tłum,
lecz już za chwilę szyby
przysłania ciepła mgła...
trala la.
I strofy jak strumienie
spływają raz po raz,
spłukują z rozbawieniem
spod powiek senny czas,
wesoło się rozpędza
rytm serca cudem dżdżu,
tru tu tu!
Rozpiera mnie energia
i dobry nastrój mam,
bo wróżka ciepła woda
i jej przyjaciel kran,
w rozkosznych chmurach piany
na ciele budzą róż,
woda, tusz!
Niezwykła to poezja,
trwa raptem chwile dwie,
wraz z aromatem świtu
na szybach skrapla się,
a radość jak symfonia
wzmocniona światłem dnia,
w sercu gra.
Więc jeśli myślisz rano,
żeś chory albo leń,
gorącą wodą w ciało
energię boską wlej,
z poezją rozśpiewaną
poranny odbierz chrzest,
dobrze jest.
Komentarze (32)
Świetny subtelny tekst, w sam raz do kabaretu, ale
wyłącznie Starszych Panów:))) Współczesne kabarety? W
nich nie ma poezji, tylko głupie żarty:)))
Bardzo sie podoba, Ireczku, ta pogodna, ciepa,
spiewana :)