PRZYPŁYW
życie tylko wtedy ma sens, kiedy się je przemienia po trochu w coś, co jest poza nami Twierdza/La Citadelle/ Antoine Marie Roger de Saint-Exupéry francuski lotnik, pisarz i poeta.
gdyby nagle się okazało
że wszystko jest ruchome
stracić wtedy można w zamieszaniu
kierunek
miejsce rzeki co płynie zaznaczę
dopełnia jak ptaki które kształt tylko
uznają za bliskość staje się i niezbędny
fraktalna struktura zakodowana nerw
z milionem wypustek pożyłkowanych tożsamych
płatków
dopełniony zmarszczką bólu gdy dopada
skurcz serca
strumień radości energii spontanicznej
od ciemnej zieleni aż po zgłębioną czerń
nurt pospieszny pragnienia a gorączkowy
kłębi się
gotowanie od środka
w urywany wielowymiarowy sen pełen
niejasnej wiedzy
niesie wtedy małą łupinę orzecha
kołysząc na wszystkie strony prąc w
rozstrzelane widoki
obijając o szorstkie krawędzie życia
otwiera tylko dla mnie bezbrzeżne
przestrzenie
dalekie horyzonty niskie fioletowe
nieba,
wielobarwne i brzęczące monotonnie z
zapachem krajobrazów
rozświetlony huk zawieszony
jak kropla nad tym światem bez wymiarów
ty czujesz że
wstanę wtedy w zalotnych piaskach
przepchnę się przez euklidesowy gąszcz
wizji szukając wody
błądziłam kiedyś było tak... pamiętasz?
nagle rozrastał się świat pod moimi krokami
a ona oddalała się
jakby prawami przestrzeni rządziła
odwrócona luneta.
wędrowałam do okien a promienie dawały
wysuszone pustynie
jak rozprażone kaniony skalistych gór
fatamorgana kropli
zastygała na uchwytach na klamkach
możliwości
sprawdzałam je wierząc że są możliwymi
płynnymi
studniami że ignorując złudzenie dotrę do
płonących źródeł
i ugaszę je jednym potężnym haustem
potem pomyślałam, że choruję na twoje
milczenie
które przyzywa mnie w ciemnościach
dlatego w dzień czasem zasłaniałam w pokoju
okna
ale którejś nocy ten zew wyprowadzi mnie
w to co niedostępne kamieniom i ocalało
i ruszę labiryntami słonecznego ogrodu
wprost w objęcia
jak przypływ
woda którą pijesz myjesz ciało podziemne co
nie dają spać
a mapa podda się w końcu jak drzewo ze
swoimi korzeniami
naczynie krwionośne do którego dopływają
mniejsze
aby skomplikowany wzór zakorzenił się w
nurcie i zlał się
w tym samym poddanym a nienasyconym tańcu
nieprzezroczystym
w rytm dźwięku niesionego w oczach który
słyszałeś zawsze
ciebie
UŁ
napisany 28.06.2009 ula2ula Proszę Zyta:) dziękuję bardzo Wszystkim za komentarze i pozdrawiam ciepło
Komentarze (12)
...lubie czasem milczenie lecz potem ono staje sie
tródne do zniesienia i wtedy mam ochote gadac duzo oj
bardzo duzo...to chyba taka rownowaga musi byc...
Ula twój przypływ to poezja....to abrozja po cóz
słowa.....b.dobry wiersz.....pozdrawiam..
Fajnie podoba mi się, pozdrawiam
Niektórzy na beju są wieczni:P pomimo wszelkich
metamorfoz:P Oczywiście jak dawniej plus dla Ciebie
za wiersz od starego zapomnianego już użytkownika:P
Cytat bardzo dobrze dobrany do ciekawej treści
wiersza. Myślę, że bardzo ułatwiasz czytelnikom
podając dane z biografii moim zdaniem lepiej byłoby
wskazać źródło cytatu.+
Piękny wiersz,często też milczę i uciekam w ciszę by
samą siebie usłyszeć ,wyjść później na przeciw często
życiu.Pozdrawiam
boję się milczków... nigdy nie wiadomo co w ich
głowie siedzi.. chociaż czasem też milczeć chcę...
Znam takiego co od potoku słów ucieka , bo nie umie
pływać . Pozdrawiam
cudowny poetycki strumień świadomości, ula2ula:) wiem,
o czym piszesz... "więcej miejsca dla artystów", jak
mawiał Mistrz Grotowski. piotrkowska jest twoja, o ile
wystarczy tobie tam miejsca na te światy nie z tego
świata, a tak realne:) dziękuję i pozdrawiam
Jestem pelna podziwu do tego co napisalas. Pozdrawiam.
Fascynujące, chorować na milczenie, ja "choruję" na
szept :)
Serca przypływy to także obraz uczuć krzywy.