Pustynia
Schodzę z Góry Synaj, idę dalej,
widzę napis „EGIPT”.
I oto wychodzę z ziemi egipskiej,
z domu niewoli.
Przekraczam granicę. Jestem na pustyni.
Słońce pali, jest gorąco, pot spływa.
W ustach ciągle sucho,
daje znać zmęczenie.
Na tej ziemi trudno o wodę.
W zasięgu oczu nic nie widać
– tylko piasek.
Wszystko wydaje mi się takie odległe:
Moja przeszłość i przyszłość.
Teraz liczy się tylko teraźniejszość.
Nie widzę żadnej drogi.
Idę samotnie, jak ślepiec – po omacku.
Jezu! Czemu mnie odrzuciłeś?!
Dlaczego muszę iść sama?
Czemu wystawiasz mnie na pokusy?
Czemu wystawiasz mnie na działanie
złego?
Dlaczego wyprowadziłeś mnie na pustynię?
Dlaczego widzę daleko,
a nie widzę blisko?
Nie czuję jak stąpam po ziemi.
Zupełnie jakbym była
zawieszona w powietrzu.
Wiem, to... próba wiary!!!
Moje wszystkie problemy
stały mi się takie dalekie.
Zupełnie jakbym była
w innym wymiarze życia.
Moje serce staje się coraz większe,
Coraz więcej mogę nim objąć.
Czuję się taka wolna,
wolna od samej siebie!
Jezu! Ty zburzyłeś to,
Co zbudowałam sobie przez wiele lat.
Cały mój pałac rozleciał się w pył.
Ale ja już się nie boję, bo wiem,
Że Ty wszystko mi poukładasz.
I gdy idę tak, rozmyślając
– Nagle słyszę jak mówisz do mnie:
„Nabierz ducha i przystąp
do budowania nowego domu.
Twój dom powstanie
na tej właśnie pustyni.
Pokażę ci, jak masz go budować.
Oto moje przymierze z tobą”.
Twe słowa są dla mnie jak powiew wiatru.
Podnoszę głowę do góry, ku słońcu.
Jego światło razi moje oczy.
I wtedy czuję jak dusza moja
zaczerpuje życie...
Nowe życie!!!
Joanna Es - Ka
Komentarze (19)
Z przyjemnoscia przeczytalam:)
ładnie,,,,pozdrawiam
Podoba mi się, pozdrawiam
ladnie refleksyjnie pozdrawiam