Requiem
Schronienie wam w mroku pięknym.
Zimno i ból śmierci,
Żyliście nie żyjąc nigdy,
To wasze istnienie.
Mądrość wieków umysłów tych,
Siła niezrównana,
Duma szacunku pragnąca.
Tym byliście dla mnie.
Dla niezwyciężonych śpiewam.
Dziś w żałobie znikam,
Szczerząc kły, obnażając ból
Ku słońcu martwemu.
Patrzę ku tobie, wzywając
Twe imię przeklęte.
Czuję mój ból, chowając się
Przegrywając pojedynek.
Zemszczę się, wytrwam w mordercy
I znajdę oprawców.
Tchórzy, co niesprawiedliwie
We śnie was zranili.
Dla niezwyciężonych śpiewam.
Dziś w żałobie znikam,
By jutro z zemstą powrócić
Krwią na ustach martwych.
Słońce rani moje oczy,
Odwieczny morderca.
I w żałobę się obracam,
Jak oni w perzynę.
Odarta z twych uczuć ludzkich,
Tęsknię w pustym bólu.
Już nie żyjąc, nie kochając,
Pragnąc ustawicznie.
Krew spływająca z mej bieli.
Marząc nieustannie,
Szczerząc kły, obnażając ból
Ku słońcu martwemu.
Ból zadaje i nim żyję,
Mimo chcenia mego.
Instynktem rasy wiedziona
Zabijam i piję.
Przekleństwem rasy wspaniałej
Pragnienia ich i z tym
Walczę, lecz wyzbyć się nie chcę
Jednego pragnienia.
Krew spływająca z mej bieli.
Marząc nieustannie,
By jutro z zemstą powrócić,
Krwią na ustach martwych.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.