Słońce Proza
Niebo było bezgwiezdne. Ciemność nocy
traciła już głębię, przewracając się na
drugi bok i zmieniając się w dzień. Powoli,
zza horyzontu zaczęło wyłaniać się słońce,
doskonałe w swym kształcie i jaskrawym
kolorze. Z początku trochę niepewne, chwilę
później strzeliło w niebo , jakby chciało
pokazać światu, kto tu rządzi. Jego
promienie, rozbłysły na koronce
srebrzystoszarej rzeki, przepływającej
przez zagajnik i zielone pola, nakrapiane
różnorodnością kolorów. Oparły się na
wzgórku, gdzie wśród traw rosły krzaczki
poziomek i drobniutkich, domagających się
uwagi niezapominajek. Złociste promienie
przeniknęły przez liście drzew, rzucając
jasne rozedrgane plamy na dróżkę, po której
wędrował szarobury kot. Zerkał niekiedy
przez ramię, czy ktoś niepowołany nie wdarł
się na jego teren. Wędrujące słońce
radośnie przejrzało się w szybach okien.
Zatańczyły tęczowe błyski na ścianach
pokoju, zatrzymały się na chwilę na
ciemnozielonym dywanie. Kiedy wreszcie syte
wrażeń zniżyło się nad horyzont, jego łuna
pokryła niebo smugami przypominającymi
strużki owocowego soku, a później zaczęła
blednąć. Miejsce słońca, niespiesznie zajął
księżyc pod baldachimem jasnych gwiazd.
Leciutki wietrzyk szemrał wśród drzew, a
cienie tańczyły na młodej trawie.
Tessa50
Komentarze (18)
Witaj Tesso. Słońce już przygląda się szybom okien,
mnie rano budzi. Bardzo delikatna proza. Pozdrawiam
serdecznie
Bardzo ładnie opisana tętniąca życiem przyroda.
Pozdrawiam:-)
Choć na chwilę znaleźć się tam, gdzie krzaczki
poziomek i niezapominajki radują serce. Pięknie
opisałaś przyrodę. Pozdrawiam :)