Śmierć....
Żyletkę trzymam w dłoni,,,
Niech już nikt o mnie się nie modli.
Niech Bóg otworzy mi bramę swą.
Bo ja wybieram śmierć tą,,,
Tą opartą na bólu i na krwi.
Nic nie powiem Ci.
Tylko przetne delikatnie jedną żyłe.
Jeszcze chwile pożyje.
Krew będzie wszędzie rozmazana.
W gazetach będę bardzo znana.
Jako sierota która odebrała swe życie.
Bo nie chciała już kochać wskrycie.
Okazała miłość jaką w sercu ma.
Myślała że rade sobie da.
Lecz sił zabrakło już.
Kolejną żyletkę sięgneła znów.
Delikatnie przecieła kolejną żyłe.
"Boże czy ja jeszcze żyje?"
Modle się byś zabrał już mnie.
Bym już nigdy nie zobaczyła Cię.
Już zapadłam w głębki sen.
Już nigdy nie obudze się.
Już nigdy nie usłysze twojego głosu.
Już nie zrobisz tego złego kroku.
Już nigdy nie podniesiesz na mnie ręki.
Sąsiedzi nie usłyszą jęki.
Jakie wydawałam z bólu,,,
Gdy nawet gwałciłeś mnie z nudów.
Gdy nie miałeś pomysłu na dzień.
Ja zaczynałam bać się.
Bo byłam twą lalką na twe zachcianki.
Bałam się nawet iśc do twej matki
By powiedzieć jak traktujesz mnie.
By pokazać siniaki me.
Lecz bałam się twoich rąk.
Które biły mnie w dzień i noc.
Teraz me ciało w trumnie leży.
Już mnie nikt nie uderzy.
Bóg pod swe ramiona przyjął mnie.
Juz nigdy nie spotkamy się.
Nie chcę byś na pogrzebie moim był.
Nie chcę byś fałszywe uronił łzy.
Odejdz jak najdalej od ciała mego.
Nie utrudniaj momentu tego.
Niech mili ludzie odprowadzą mnie
Na miejsce gdzie nie będę bała się.
Gdzie będzie ciało me spoczywało.
I niczego się nie bało.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.