symfoniada VIII
Odwracam się plecami do Maryjki, kątem oka widzę jak puszcza oczko. Do mnie? Czy do osoby, która stoi za moimi plecami? - Co za głupota - myślę głośno. Wiem, że ta myśl nie powinna się narodzić. Tak jak i ja. Od dawna z nią walczę. Okłamuję siebie. Cholera! Dlaczego? Wciąż wrzeszczysz w mojej głowie. Wabisz, gdy się ściemnia. Przechodzą mnie dreszcze. Strach sprawił, że pozytywne myśli poszły precz. Pozostały spleeno- depresyjne, czarnowidzkie. Rozsypują się i układają niczym puzzle w których widzę dziewczynkę. Uśmiecha się do graniastych chmur i pustki. Pustki? Przecież ta dziewczyna nigdy nie była samotna. Posiadała dwie matki i dwóch ojców. Dla nich była przecinkiem, czasami kropką o którą się kłócili. Drżała z zimna, bała się piwnicy i pleśni utkanej z pajęczyny. Nawiedzał ją wtedy wszechogarniający ból, a w każdej komórce dominował mróz. Czyżby? Słyszę pytanie i chichot – ech… śmieje się ze mnie już cała wieś. Gwiazdozbiorowa wieś, która istnieje tylko w mojej wyobraźni, kładzie się tam na wznak i nie posiada nazwy. A perły jak perły. Przetrwają.
Komentarze (22)
Jejku kochani ależ mi miło:) Jelonku czytałeś
wszystkie?
Przecież ta dziewczyna nigdy nie była samotna: dwie
matki i dwóch ojców. Dla nich była przecinkiem,
czasami kropką, o którą się kłócili - mbsz, najlepsze.
I jeszcze te perły ("rzucane przed wieprze").
Dobry.
Chyba najlepsza z Twoich "Symfoniad". Pozdrawiam.
Jedną perłę tu widzę,
pogodnej niedzieli
dobrze
gwiazdy we wsi? zdjęcia prześlij ;)