Syrena
Brnę przez fale zimnego oceanu,
Samotnie, bez cienia nadziei.
Nic mnie nie trzyma już na powierzchni,
Silą rzeczy, prawem logiki, tonę.
Nieprzenikniona toń wody,
Przytłacza me ciało, przeraża.
Mrok pochłania mnie doszczętnie.
Piekielne toż to królestwo,
Gdzie na straży strach, i ból stoi.
Raz pochwycony, zapomnij o ucieczce.
Ciało żąda powietrza, marne wołanie.
Opadam na dno zapomnienia,
Już nie walczę, lecz czekam,
Czekam na coś co mi jeszcze nie pisane.
Dziewczyna? Sen to czy obłuda?
Moja Syrena?
Nie zdaje mi się, taka piękna,
Sznurem pereł przyozdobiona.
Płuca już bezużyteczne, bez ruchu,
Serce resztkami sil walczy.
Kimże jest owa cudna istota,
Jeżeli nie snem sielankowym.
Ostatnie bąbelki życia opuszczają me
usta.
Czy to już koniec?
Jakby w myślach czytając,
Podpłynęła, popatrzyła, zamrugała.
Uśmiechnęła się szczerze,
I darowała mi pocałunek,
A wraz z nim nowe życie.
Splątani w objęciu, unoszeni prądem,
Trwaliśmy, a czas stal w miejscu.
Trwaliśmy… Ja i…
Moje wybawienie.
Moje życie.
Moja Syrena.
Moja miłość.
Czy to jedna chwila była,
Czy wieczność niezmierzona.
Nieistotnym faktem było.
Bo cóż ważniejszego być mogło,
Niżeli spełnienie, w czeluściach odmętów
życia.
Moja Syrena…
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.