sześć kolców
Trzymam w głowie
nieurodzony kwiat
Wytargałam go wczoraj
z połamanego nagrobka
Podlewam go deszczem ze swego dzieciństwa
który sam boi sie spływać na Twój pomnik
Gdy płatki rozkwitną
w mych oczach tysiącem odblasków
Ty zbierzesz swoje części i przyjdziesz po
niego
Zostawisz mi sześć kolców
Które przykłują mnie do gnijącej trumny
Gdzie będę drapać wieko
aż nasz kwiat spali swe płatki
a kolce roztopią gorące deski..
Blady płomień świecy Mojego życia powoli umiera Niczym ogień wśród deszczu.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.