Szukając wyjścia
W niewidzialnym zamku, błądzi korytarzami
życia,
szukajac światła w tej mrocznej
ciemności,
przykrej przeszłości kresu pragnie,
by żyć wreszcie w szczęściu, bez kłamstw,
w prawdziwej i szczerej miłości.
W głuchej ciszy złowieszczy głos,
triumfuje nad jej bólem,
otoczony harpim murem,
szyję zaciska... zdrady, kpiny sznurem.
Co niegdyś było szcześciem,
dziś spędza sen z powiek,
jak mogła tak wierzyć,
że kochał ją ten człowiek...
Komentarze (4)
Wiersz piękny... Zaślepienie... Skąd ja to znam... :(
Pozdrawiam...
Witaj. Dawno mnie tutaj nie było. Twój wiersz
przeczytałem z uwagą i stwierdzam, że mi się podoba.
złowieszczy głos tryumfuje, ale...otoczony murem...jak
się ten głos przedostaje? wiem, co chcesz powiedzieć,
troszeczkę zagmatwane, ale myśl dobra
popraw "powiek";) pozdrawiam:)