Virus
Całe życie podążał za mną głos
Byłem mu wierny, wydawał się tak czysty
Zero szumów i zniekształceń
Pośród krzyków tylu narodów
Pewnego dnia zgubiłem się
Ten głos okazał się taki monotonny
Mówił cały czas to samo
Zrezygnowałem
Dano mi usłyszeć inny głos
Podobny, a jednak bardziej stanowczy
Spodobał mi się, dał siłę twórczą
Bym w szaleńczym pędzie tworzył
Górnolotnie wyrażał się o przyszłości
Pokazał moje nowe królestwo
Ludzkość, te zabłąkane istoty
Stały się polem moich działań
Nikt się na mnie nie poznał
Wierzyli w każde moje słowo
Każde, choć było kłamstwem
Obok jasnej prawdy
Słuchali głosu natury, dzikie żądze
Zawładnęły światem
Tylko obraz pogardy na mojej twarzy
Wyrażał ludzką porażkę
Myślał człowiek, wszystko naprawi
Nie było odwrotu
Czysty głos powrócił zalewając
Świat ogniem wody
Wszystko zginęło tak szybko
Wręcz nieświadomie, pierwotność
Wkroczyła na ziemię
Nie było już dla mnie miejsca
Skończyłem się ja,
Obraz przedwiecznych boskich marzeń
O istocie bez grzechu
Dusza uleciała w bezkres
Wszystko rozpoczyna się na nowo
Teraz jednak nie słyszę głosu
Pozostawili mi wolną wolę
Uciekli zostawiając mnie samego
Jak mam z niej korzystać?
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.