Wśród szeptów
28 stała się liczbą mojego cichego
przeklęcia.
Przyniósł ją wiatr, prosto w łono moje
matki.
Nieuchronnie - została powiązana z krwią
mojego rodu,
obficie przelewaną, nawzajem:
przez nas samych.
28 był dniem niezwykłym,
wtedy zawisły zwłoki i uwolniły demony.
Ten sam dzień był również dniem jej
pochówku.
Pozostawiając jedynie drzewo,
w lesie, który niegdyś rozdzierały krzyki.
Ludzie tej liczby obserwują mnie,
gdy przechodzę ich ścierkami.
Naznaczona piętnem ich głupiej śmierci.
Udali się w pustkę.
Jak wszyscy inni związani ze mną i z moją
liczbą.
Spojrzałam twarzą ku słońcu,
lecz ono zniknęło.
Zdałam sobie sprawę,
że i ja wiszę na pasku wśród chmur, jedynie
nieznacznie skomlejąc.
Wołaniem o pomoc,
Ratunkiem przed moją własną głupotą.
Teraz jestem razem z szeptami.
Czy można zatem zrezygnowac z życia?
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.