Za szczyt
...podpatrzone na mszy
Szczytny cel
i zaszczyt czysty
spotkał znanych
państwa Szelest
Świst zaprosił
ich na chrzciny
na szczyt góry
Mont Everest.
Jego razem
z narzeczoną
szumną z nazwy
Chrzęst Illoną
z domu dumną
czarną wdową
z szóstką dziatwy
rozpuszczoną.
Z wodorostów
płaszcz uszywszy
szczelnie weń
opatuleni gdyż
dość zimno
było w chwili
w której wyjść
już mieli z sieni.
Nie chcąc stracić
gdyż koszt jest to
szczerze wprost
przez rdzawy most
dziarskim krokiem
przeszli ów dzień
szczypiąc z gestu
drobny zrost.
W końcu dotrzeć
się udało
na szczyt góry
na ten chrzest
patrząc z dąsem
hen po sali
kogo nie ma
kto już jest.
Morał z wiersza
sam się ciśnie
choć powietrze
rzadkie jest
iż nie prezent
tu jest ważny
i nie kto jest
lecz sam chrzest
Komentarze (32)
Tak wysoko chrzest? :)
Ja jestem tak zmęczona tą bitwą u mnie, że tylko
głosik jestem w stanie oddać bo wierszyk mi się
podoba... tylko nie wiem czy teraz to połowa bejowego
społeczeństwa nie odwróci się ode mnie:)
Pozdrawiam ciemną i deszczową nocą:)