ze snów o końcach światów II
brzask lurowatą poświatą
powoli spływa na miasto
doświadczam stawania się drzewem
umarłym bezlistnym
gałęzie
powyginane jak szpony
zastygłe w połowie gestu
sczerniałe odrażające
od teraz to moje ręce
pień mocny
miast nóg poplątane
korzenie
wrastają w ziemię
nade mną przede mną
za mną
beznadziejności bezkres
chcę krzyczeć uciekać
bezsilna
nie mogę nawet zapłakać
wschód słońca przywraca do życia
oddycham uśmiecham się
wstaję
o całe niebo mi lepiej
kiedy już wiem co to znaczy
przez chwilę być martwą wierzbą
i nie móc nic
tak naprawdę
Komentarze (39)
Sen musiał być meczący, ciekawie napisany wiersz.
;)
Właśnie, dlatego nie narzekajmy na nadmiar obowiązków
i starajmy się sumiennie je wykonywać, bo one stanowią
obok miłości istotę życia. Nie wiadomo, kiedy
zachorujemy i tak jak peelka w ciele drzewa nie
będziemy mogli nic.
Znakomity wiersz Anno.
Ślę moc serdeczności. :)
Sugestywnie. Koszmarny sen pozwala docenić dzień,
który po nim następuje.
Miłego dnia:)
Poruszające wyznanie i doby początek dnia
Pozdrawiam serdecznie :)
Wymowny, poruszający wiersz. Dobrze, że to tylko sen.
Pozdrawiam serdecznie Aniu :) Buziaczki Kochana :* na
pogodne popołudnie :)
Rozumiem tę radość z przebudzenia.
Pozdrawiam :)
Aniu u mnie także brzozy pierwsze puściły na ziemię
żółtawe liście, reszta jeszcze się trzyma, ale to
kwestia czasu. Dlatego Aniu napisałem o wiośnie bo nie
znoszę jesieni, to takie powolne umieranie natury.
"Być martwą wierzbą" - ja tak nie chcę, one muszą żyć,
bo nie mam już czasu czekać.
Wszystkiego Najlepszego w jesiennym uśpieniu.
Czasem beznadziejność przytłacza. Lubię takie
wiersze. Przemawiające do głębi.
Bardzo na tak.
:)
Pozdrawiam
przedziwne doświadczenie. Najważniejsze, że pogodny
poranek przywrócił peelkę do życia.