Zmarło, bo nigdy nie istniało...
Okryta srebrem
księżycowej poświaty
Zaróżowiona czerwienią
zachodzącego słońca
Uśmiechnięta
lękliwa nadzieją
zapłakana smutną
pewnością niezachwianą
ukochana w milczeniu
Twoimi rękoma
-odchodzę
By nie dać Ci satysfakcji,
choć przecież tego nie chcesz.
Bo nasza miłość tak naprawdę
skończyła się
przed pierwszym blaskiem,
nim zobaczyłam Twój uśmiech...
Skończyła się?
A może nigdy nie istniała.
Bo jak może istnieć coś,
co zmarło przed narodzinami?
Zmarło, bo nigdy nie miało racji bytu,
zmarło, bo nigdy nie mogło przetrwać.
Nie, pomyłka, przepraszam:
Nie zmarło,
bo nigdy nie istniało...
Odchodząc nigdy się nie dowiem, a jednak nie mogę zostać...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.