zobojętniałem
siedzę
na krawężniku nocy
odarty ze snu
bawię się
nagim ostrzem słów
kropla światła w moim oku
rośnie
szlifuje źrenicę
zapala pochodnię bolesnego słońca
i gaśnie
w tym rozklekotanym samochodzie
odjechał mój pijany jutrzejszy dzień
znów
musiałem się urodzić
potem
zobojętniałem
na światło
na samochody
na śmierć
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.