Amnestia dla karpia
Karp majestatycznie pływa
w swoim królestwie wanny,
ryba jeszcze żywa-
chce do swojej panny.
A tu już czeka gar,
w nim warzywny wywar.
Powoli myślę o ułaskawieniu-
karpia nie na stół, lecz uwolnieniu.
Do stawu wpuszczę, niech sobie pływa,
niech rośnie radośnie, niech waga
przybywa.
I w ten oto sposób będzie dziś bez ryby,
choć już ruszyły wigilijne tryby.
Karp radośnie plasnął ogonem w stawu
toni,
ja go pożegnałam lekkim gestem dłoni.
Komentarze (20)
A ja już nigdy nie kupię żywego karpia.
Raz kupiłam, przeżyliśmy w domu koszmar.
Karpia musiałam oddać, chociaż pięknie przyrządzony w
galarecie, nikt go nie chciał jeść.
Pójdę za Tobą, w razie czego-wypuszczę.
Pozdrawiam:)
Wesoły choć pełen refleksji wiersz, uwielbiam jeść
karpie, to jest silniejsze ode mnie :)
Gest szlachetny dla ducha, a co na to żołądek?
Pozdrawiam!
Ty postąpiłaś szlachetnie,ja niestety swojego
zjadłam.+++
Dobrze zrobilas,bo szkoda karpia.