Anastazja
Uwięziona w pułapce ciała,
chciałaby nic nie czuć,
lecz wyboru nie miała.
Jakaś siła zły urok rzuciła,
potworna magia wszystko zniszczyła.
Teraz tylko wspomina
i wegetuje jak bezwolna roślina.
Pamięta, jak kiedyś żyła,
wystarczyła chwila, która wszystko
zakończyła.
Co dzień modliła się,
ale przeżyła.
Kiedyś jeszcze wierzyła,
ale przestała.
Chciałaby odejść,
ale nie jest wstanie.
Całymi dniami wpatrzona w martwy punkt na
ścianie
czeka,
aż na wieki zamkną się jej powieki.
Patrzy na łzy i cierpienie rodziny.
Wie, że nie mają siły,
i ona nie ma już siły.
Biały sufit stał się niebem,
w jej sterylnym świecie żadna radość nie
gości.
Czeka, aż ktoś się zlituje i to
zakończy.
Przygaszonymi oczami błaga o odrobinę
litości.
…
i kiedy to się stanie,
wstanie niczym Anioł.
Przytuli i ucałuję dzieci.
Spojrzy w oczy męża
i zobaczy jak miłość cierpienie
zwycięża.
Rozłoży białe skrzydła i odleci
ku upragnionej wolności.
Odejdzie daleko,
do miejsca, o którym co noc śniła,
gdzie nie jest kaleką
i odnajdzie wszystko co utraciła.
Gdzie nie ma bólu
i zazna wiecznego spokoju…
Komentarze (1)
Bardzo trudno komentować. Wielki ból, wysiłek,
poświęcenie i dramat.