Asfaltowe wypominki
Piąty zegar tyka kurzem, palec lepi ciut
roztoczy
bo faktura plastikowa, ciepłem każde z
głosek niesie
jak kolęda w blokowisku, chciałoby się
głośność ściszyć
pilot jednak satynowy, gdzieś się w szafie
pozatracał
myszka dziury szuka w całym, długa smycz
kaleczy stolik
chciałbym kiedyś zostać kotem, co gryzonie
ma tresować
tyle w sieci jest portali, każdy inne
skrywa dziwy
jak wąsami mały krecik, ślepy jestem w tej
gęstwinie
ciągle szukam czegoś w świecie z trzema
literami w stopce
mógłbym syczeć, ryczeć, wrzeszczeć,
pozostaje jednak bierny
wiele w ludziach dzikich zwierząt, masa
generuje szarość
i kalendarz kopie w zadek, zamiast czynić
rzecz odwrotnie
skrył się młodzian w termitierze, kusi
starych, szybkim pulsem
wciąż oddycha szkolną przerwą, uszy topi w
dwóch gąbeczkach
jest jak driada przy dębinie, bacznie
patrzy na społeczność
uszczknij listek z dzikich koron, spojrzyj
teraz w puste dłonie
morał tutaj jest dwojaki, zmieńmy strony
bez odzewu
kaszle, trzęsąć się pod wiatą, czeka
kwadrans na autobus
w aktóweczce coś grzekota, każdy przedmiot
po łacinie
nasz meloman nie rozumie, czemu w sierpniu
tak dygota
każda z pieśni wytłumaczy, nieprzespanych
snów otokę
swoją listę jak litanię, czyta jadąc na
wykłady
czapka przecież niepotrzebna, włosy mieżwi,
skóre gryzie
martwy język wciąż się miota, do apteki nie
zna drogi
gdzieś bym został po środku, podał dłonie
obu mężom
jeden kocha przy nagrobku, drugi wzdycha w
werblach, basach
żyjesz zawsze od początku, cofać nie masz
już w zwyczaju
jak w maleńkim odtwarzaczu, przewiń kilka
cennych minut
czyś przypadkiem w dziennym planie, nie
pominął ducha lasu
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.