Baśka
W środę był pogrzeb Basi. Byłem na nim.
Dzięki pewnej stronie internetowej, wielu
ludzi, po latach odnalazło swoich kolegów i
koleżanek z lat szkolnych, nawiązało
kontakt, dowiedziało się co kto porabia,
jaki jest jego stan rodzinny itp.
Ja też niedawno trafiłem na tę stronę i też
nawiązałem kontakt z ludźmi, których nie
widziałem ponad dwadzieścia lat, nie mając
pojęcia co się z nimi dzieje i działo.
Wróciły wspomnienia, głównie te miłe, ale
nie tylko. Po latach nawet najbardziej
znienawidzonych kolegów, czy nauczycieli
postrzega się inaczej i wybacza stare
urazy, pretensje.
Kiedy wspominam jak sam się niekiedy
zachowywałem na lekcjach, czy przerwach,
jakie wygłupy mnie się imały, to aż mi się
nie chce wierzyć, że wyrosłem na, bądź co
bądź, normalnego człowieka, przynajmniej
tak mi się wydaje.
Niedawno, na wspomnianej stronie
internetowej otrzymałem „zaproszenie do
listy znajomych” od Baśki, koleżanki
szkolnej, rok młodszej, która mieszkała też
,w tym samym co ja, bloku.
Ile ona przeze mnie i moich, równie głupich
kolegów, przeszła i wycierpiała, tego nie
da się opisać. Jak sobie przypomnę jak ją
niszczyliśmy, przedrzeźnialiśmy, jak jej
dokuczaliśmy, to aż mi ciarki przechodzą po
plecach... Jak ona to wytrzymała nie mam
pojęcia.
Baśka faktycznie nie zaliczała się do osób
za którą chłopaki uganiają się i pociągają
za warkocze, okazując swoje szczeniackie
zaloty. Była wysoka i bardzo mocnej budowy,
miała grube nogi, ryżawe włosy, jasną
karnację naszpikowaną piegami, czerwone
nadymane policzki, siwe rzęsy. Była
zwyczajnie brzydka, co w niczym nie
usprawiedliwiało naszego wobec niej
zachowania. Wtedy, mając 10 – 12 lat,
pomimo tego, że do prowodyrów się nie
zaliczałem, to jednak aniołkiem nie byłem.
Wybuchałem śmiechem, gdy koledzy ją
przezywali : „Barbara – poczwara”,
odwracałem się razem z innymi, kiedy
przechodziła obok robiąc niewybredne miny i
udając, że wymiotujemy na jej widok... Tak,
to straszne. Jak ona musiała się czuć?..
Jest mi dzisiaj strasznie głupio i na
wspomnienie tych chwil najchętniej
zapadłbym się pod ziemię. Ale niestety
czasu nie cofnę, muszę z tym żyć.
Kiedy otrzymałem od niej zaproszenie do
listy jej znajomych, cieszyłem się, że nie
może zobaczyć mojej miny.. Oczywiście
zaproszenie przyjąłem, choć czułem że na
nie zasłużyłem.
Okazało się, że mieszka całkiem niedaleko,
w miejscowości przez którą przynajmniej raz
w tygodniu przejeżdżam. Napisałem jej o
tym, a ona odpisała, że koniecznie muszę ją
odwiedzić... W pierwszej chwili przyszło mi
na myśl, że wolę raczej zabić się własną
pięścią, niż spotkać z nią w cztery oczy,
ale jakiś drugi głos mi podpowiadał, że
powinienem to zrobić. W imię krzywd, jakie
jej kiedyś wyrządziłem. Wymieniliśmy się
telefonami. Po kilku dniach wypadło mi
przejeżdżać przez miejscowość w której
mieszkała. Dzień wcześniej zadzwoniłem
informując ją o tym fakcie, a ta
zaproszenie ponowiła. Ponieważ
przejeżdżałem w godzinach
przedpołudniowych, zaprosiła mnie do
siebie, do pracy. Jest dyrektorem Szkoły
Podstawowej.
Kiedy wszedłem do niej, do jej gabinetu,
ujrzałem dawną Baśkę, tylko w dużo gorszym
wydaniu...
Wyglądała gorzej niż dwadzieścia parę lat
temu... Kiedy podniosła się z krzesła
zobaczyłem, że jest wyższa ode mnie i co
najmniej trzykrotnie cięższa ( tyle, że ja
dużo nie ważę...). Zestarzała się i widać
było, że nie dba zbytnio o siebie. Zero
makijażu, zero fryzury, ciuchy jakieś
takie... Ale gdy się uśmiechnęła
dostrzegłem, że ma piękne białe zęby.
Widząc ją poczułem się naprawdę nieswojo,
tym bardziej, że wyściskała mnie jak
starego, dobrego przyjaciela...
Usiedliśmy przy kawie, opowiedziałem jej o
sobie, co porabiam, jak żyję.
- wiesz co, Basiu, jak wspomnę stare czasy
z naszego dzieciństwa, to muszę
- oj przestań Maciek! Wiem co chcesz mi
powiedzieć. Byliśmy dziećmi, mieliśmy pstro
w głowie
- to raczej z nas dwojga ja miałem...
- daj spokój! To normalne, dzieciaki
potrafią być okrutne. Wiem coś o tym, w
końcu jestem dyrektorem szkoły. Było,
minęło. Nie ma co roztrząsać. Faktycznie,
jako dziecko i nie tylko, trochę w życiu
wycierpiałam i miałam chwile, kiedy pytałam
Stwórcy po jakie licho zesłał mnie na ten
świat, ale dawno już pogodziłam się z losem
i nie mam do nikogo o nic pretensji.
Dzisiaj czuję się szczęśliwą kobietą, praca
daje mi tyle satysfakcji, że nic więcej mi
nie trzeba. Staram się być zawsze
uśmiechnięta i miła. Gdyby jeszcze taki
„potwór” był oschły, wredny, niemiły, to
dzieciaki zwiewały by przede mną jak myszy
przed kotem. A tak jestem dużą, wesołą
kobietą, lubianą i kochaną przez swoje
dzieci. A ja kocham je,jak własne. Kocham
swoją pracę, której oddaję się całą sobą i
której poświęcam i służbowy, i prywatny
czas. Zresztą co innego mam robić? Jestem
sama, rodzice umarli, rodzeństwa nie
miałam. Nie założyłam rodziny, bo jedyny
adorator, jakiego miałam, był brzydszy ode
mnie, hahahaha! To sobie wyobraź?!
Hahaha!
Nie chciałam, by moje dzieci przechodziły
przez to, co ja musiałam będąc dzieckiem.
Chciałbyś mieć taką jak ja żonę? Ha,ha,ha?
Albo mamusię?
- no wiesz, nie przesadzaj...
Dobra, dobra. Postanowiłam, że nie będę
niszczyć życia swoim dzieciom. Zresztą
nikt, prócz tego jednego mnie nie chciał,
więc nie było innej drogi.
- ale nie przejmuj się, bo widzę, że
zbladłeś. Jestem dzisiaj naprawdę
szczęśliwa. Nie mam swojego, ale patrz ile
mam cudzych dzieci, które traktuję jak
swoje i kocham jak swoje. I one, mam tego
dowody, też mnie lubią, akceptują.
Otrzymuję mnóstwo listów od absolwentów,
kartki na Święta, odwiedzają mnie w domu.
Pogodziłam się ze swoim losem i staram się
jak mogę, skoro muszę żyć, by sobie i tym,
którzy się ze mną stykają, życie ułatwiać,
upiększać. Ta praca daje mi tyle radości i
satysfakcji, że nic więcej do szczęścia mi
nie potrzeba. Naprawdę!
- cieszę się, że tak mówisz, ale czuję
się...
- przestań Maciek! Było, minęło! Gdybym ja
była na twoim miejscu też pewnie tak bym
się zachowywała, uwierz mi. Takie już są
dzieci w tym wieku. Ale na szczęście niemal
wszystkie z tego wyrastają, czego jesteś
namacalnym dowodem. Zostawmy już przeszłość
i wróćmy do teraźniejszości. Opowiadaj co
tam jeszcze u ciebie? A później oprowadzę
cię po moim królestwie.
Komentarze (41)
Witaj. Czytajac opowiadanie w pewnym momencie wyszlam
z zalozenia, ze kiedy on, /nie dales mu imienia/ ok
narrator umuwil sie z Kasia, Basia na spotkanie,
sadzilam przez sek. ze bedzie tradycyjnie czyli
brzydkie kaczatko stalo sie labedziem. Kolejne wersy
szybko mnie uswiadomily, ze nie, ze tak sie nie stalo,
ale czytajac dalej zmienilam zdanie... ona stala sie
najpiekniejszym labedziem. To ona podaje czytelnikowi
definicje piekna. Kasia stala sie po przez swoje
okrutne doswiadczenia PIEKNA, madra, wybaczajaca i
kochajaca. Swoja krzywde umiala przekuc w cos
niesamowitego. Patrze tutaj na czlowieka spelnionego
wyrozumialego o wielkim kochajacym sercu. To jest
niezwykle umiec swoj bo, swoje odrzucenie zamienic, po
pierwsze w akceptacje swojej fizycznosci (w swiecie,
gdzie panuje kult ciala, kult mlodosci) po drugie
umiala kochac, niezywkla madra milosc a co
najwazniejsze, nie bylo w niej goryczy. Potrafila dac
z siebie to co w czlowieku najlepsze.
Druga rzecz, wychowanie dzieci. Dzieci czesto
nasladuja zachowania doroslych, sa niejako
zwierciadlem tego co mowia i robia dorosli. Jako
rodzice, opiekunowie powinnismy miec swiadomosc,
ogromnej odpowiedzialnosci za wlasne slowa i czyny,
nie wystarczy mowic dzieciom co jest dobre a co zle,
bo dzieci czesto nie sluchaja slow ale chlona nasze
zachwowania wobec drugiego czlowieka. Ech ale o tym
wszystkim Autor wie... chcialam tylko powiedziec, ze
piszesz fantastycze teksty, z ktorymi pozostawiasz
czytelnika, niczego nie narzucajac. Uczysz i
przypominasz, pietnujesz ale nie oskarzasz, nie
stawiasz sie ponad. Twoje opowiadania przypominaja mi
Biblijne parabele. No masz ci babo placek, znowu
wyszedl przydlugi komentarz. Z przyjemnoscia
posiedzialam u Ciebie, to nie byl czas stracony. Moc
serdecznosci.
Wzruszające. A najbardziej podoba mi się krytyczne
podejście do własnego dzieciństwa. A i dzisiaj
niewiele się zmieniło. Dzieci nadal dokuczają sobie z
pewnym nieświadomym jego oddziaływania na drugie
dziecko okrucieństwem.
Pozdrawiam serdecznie życząc miłej niedzieli.
Ja odprowadziłem Irenę, zabiła Ją wódka,
w ciszy odchodzimy, na cmentarzu przegródka.
Pozdrawiam MaW-i.
Kaśka o której piszesz miała na imię Janeczka. Miała
ładną buzię.
A dalej? Dziś nie trzeba mówić...
Dorze się czytało :)
Dobrze napisana, życiowa proza,
smutne, że dzieci potrafią być okrutne, ale myślę, że
nie do końca zdają sobie z tego sprawę, dobrze też, że
później po latach z tych dzieci wyrastają wrażliwi
ludzie, którzy są świadomi swoich błędów z
przeszłości.
Smutne jest też to, iż ktoś kto jest fajnym
człowiekiem nie jest doceniony i nie może sobie ułożyć
życia osobistego, tylko dlatego, że nie jest
pięknością, a przecież często te piękności to często
puste panienki, które poza wyglądem nic sobą nie
reprezentują.
Pozdrawiam serdecznie,
z przyjemnością Marku przeczytałam Twoją ciekawą
prozę.
Fajny Tekst. Tylko powinieneś ujednolicić imiona.
Barbara parę razy występuje jako Kaśka.
Wybacz, nie dokończyłam myśli, stwierdziłam, ze to nie
miejsce i nie czas na takie sprawy...
temat rzeka...
...znam taką kobietę, jest po
50-siątce, cudowny człowiek, jako dziecko wyśmiewana i
niszczona, bo była otyła, walczyła z tym, spadła ze
120kg, na 53! i to w niecałe dwa
lata; mądra, śliczna wyszła za gnojka (bo wydawało się
jej że będzie sama, a tego bała się jak ognia), który
jej nigdy nie doceniał i nadal nie docenia.
Jest z nim nadal, dlaczego, bo nie może znaleźć
nigdzie pracy, gdzie się nie zaczepi, zaraz zwolnienia
dziś w samotności, gdyż dzieci już wyszły z domu,
rzeźbi w swojej kanciapie i nikt nie zagląda do jej
domu
moja kuzynka Ania
pozdrawiam Marku i miłego dnia życzę:))
Jednym tchem przeczytałam. Pięknie to pan napisał. :)
Mam mieszane uczucia po tym tekście. Nie, nie to by
był źle napisany (bo wiesz, że piszesz wspaniale), ale
poruszyłeś wielki problem wychowwczy...
Z jednej strony - zachowanie dzieci. Fakt, młode,
głupie i bez wyobraźni o krzywdzie, ale.... ale dzieci
kopiują zachowanie rodziców...dorosłych... Nie można
tłumaczyć, że dziecku wszystko wolno, byle był chowany
bezstresowo....
Z drugiej strony - dzieci ofiary...ich koszmar i brak
ochrony ze strony dorosłych...
dylemat ciężki do rozwiązania....
serdeczności Marku:)
Wciągające opowiadanie.z przyjemnością czytałam.
Pozdrawiam niedzielnie:)