Bezzimie
Przymglona trawa rosła lat kilka, nie
naście
Beztroska swa zielenią, na początku
drogi
Świadoma, że niedługo, za lat
kilkanaście
Przybędzie mrok przenikniony, jednak jak
mnogi?
Trawa ta poniewierana przez wiatr
stepowy
Związana ziemią rodzimą nierozerwalnie
Nie upatrując szczęścia u złotej podkowy
Pragnęła jedynie żyć cicho i normalnie
Zaszło Słońce, uciekło; zbyt wcześnie, zbyt
późno
Nie ma dobrej pory; Źdźbło prosiło,
błagało
Biedne oczy, kajające ciało, na próżno
Wyglądało wschodu, już nic nie pomagało
Przybył mrok, przenikniony? Dlaczego mój
Panie
Smutek mnie odnalazł? Już nędza zapukała
Już pogarda w parze z nią stała
Czas nędzy, czas pogardy, dlaczego mój
Panie?
W bezdennym lochu uwięziony na zawsze
Wraz z innymi przede mną zimno cierpię
Lecz Ty ufaj w bezzimie, kiedyś
nadejdzie
Właśnie dla Ciebie, dla nikogo więcej
Komentarze (1)
wartości wzgardzone i ideały kiedyś będą przywrócone i
nazwane a także skromne uczucia dla ludzi Piękny
wiersz dający nadzieje Dopracowana forma Wyrazy
uznania