Bieszczadzkie lato A. D. 2003
Od tego wiersza zaczęło się moje pisanie. Czasami sobie porymuję i wtedy dobrze się czuję. Jak wiersz ten napisałem, to do szuflady schowałem. a teraz go publikuję.
Cicho wszędzie,
głucho wszędzie.
Ptaki śpiewały,
wilki grasowały.
Rysie cichutko się skradały,
a ryby w Sanie się pląsały.
A po Sanie czarny bocian chodził,
duży, dostojny, w rzece ryby łowił.
Zaskrońce po drogach pełzały,
a żmije w skałach straszyły.
Pszczoły latały,
i niedźwiedzie ryczały.
Koniki po połoninach hasały,
z wyjątkiem hucułów, które w gromadzie
stały.
Rowerzyści po szlakach jeździli,
lecz turystów pieszych jak na lekarstwo,
nie chodzili !
Drwale drwa rąbali,
i węgiel drzewny wypalali.
Komórka padła,
radio nie działało.
W Sanie leżałem,
jak z łóżka zleciałem.
Samochodem podróżowałem,
lecz o pieszych szlakach i kolejce
wąskotorowej nie zapomniałem.
I jak ktoś jeszcze nie wie, gdzie byłem,
powiem krótko, Bieszczady zwiedzałem.
I najważniejsze, o pracy zapomniałem !
Z dedykacją dla tych, którzy do tej pory nie odważyli się publikować swoich wierszy.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.