Biznesowe kłopoty
Drzewa z lekka się kołyszą, w mrokach nocy
tonie reda.
Tłum rozchwianych nietoperzy, ze snu budzi
Andromeda.
Księżyc świeci łysą glacą - na pulpicie
wodne zera.
a jutrzenka ze ściereczką, zamroczone kufle
zbiera.
Pierwsza zorza w porcie świta, przy latarni
gacek płacze.
a już schodzą się od nowa, dzienne puszcze
i tułacze.
Nocne mewy rozczochrane, idą spać do
kontenera.
barman wisi na komórze - bluzga kogoś jak
cholera.
Wściekła baba klozetowa – fiskus nogę
jej podkłada.
Kasa w kącie okiem mruga, VAT- profesji
barykada
Paragony trzeba pisać, nasłuchiwać co
upada.
czy to deszczyk szemrze cicho, czy też wali
marmolada.
Wreszcie dzień się z mrokiem mierzy, słońce
gaśnie u sąsiada.
Pędzą jeźdźcy na rumakach - rekieterów
eskapada.
Drżą ze strachu pół księżyce, jak tu bronić
się wypada?
W biznesowej polityce, trudno ustrzec się
od gada.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.