Caeruleus
wieczorem pruszył śnieg
On opuszkami scałowywał płatki
z Jej nabrzmiałych od chłodu warg
Jego dłonie przelewały się przez Jej
małe
szare palce
Jego dłonie całkiem pachniały wiosną
cichutko nuciły bezsensownie istotne
melodie
niczym pozytywka z chudą baletnicą
przeskakując dziwnie słone
zbrukane dziś potoki
dzień dobry
i do widzenia
puch zmysłowo wirował w Jego oczach
zimnych od błękitnego słońca
dał Jej tę gwiazdkę
tę najczerwieńszą
tę śpiącą w Jego ustach
wysypał nawet dla Niej słowa
w mlecznej poświacie
lecz Ona tylko uśmiechnęła się blado
jak wczorajsza tęcza
i znów zasnęła
a Księżyc się zasmucił i spadł do kałuży
lekko aksamitnie
by nie zbudzić mej Obojętności
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.