Cud życia
Dedykuję ten wiersz mojej przyjaciółce Ticie[czyt. Tajcie], która pomogła mi sformuować niektóre wyrazy i pilnowała abym nie zmieniła czasu.
Codzienność. Mój blok, mieszkanie. Jak co
dzień obowiązki.
Było ciemno i gdyby nie latarnia przy
sklepie pewnie nie widziałabym wszystkiego
dookoła mnie. Nie zauważyłabym pewnie też
grupki składającej się z dość młodych,
pijanych mężczyzn. Nie bałam się jednak.
Zanim weszłam na ulicę spojrzałam na
niebo. Na pięknym niebieskim lecz ciemnym
niebie widniała tylko jedna gwiazda. Jakby
była czymś ważnym, niespotykanym... . Nie
zauważyłam, ale gwiazda tak jakby się
przesunęła. Aby popatrzeć na nią dłużej
zrobiłam krok na ulicę. Stanęłam przy
krawężniku i patrzałam. Była tak piękna...
.
I oto ni stąd ni zowąd gwiazdę zakryła
chmura. Bez chwili zastanowienia
sprawdziłam czy jedzie np. samochód. Nic
nie jechało.
Weszłam na ulicę trochę dalej, gdy
usłyszałam pisk opon. Samochód jechał z
ogromną prędkością. Jechał prostopadłą
ulicą do tej na której stałam.
I nagle to przerażająco mocne, jasne
światło. Niczym słońce biegnące ku mnie bez
cienia jakiejkolwiek gracji. I dopiero po
sekundzie zrozumiałam całą sytuację.
Stałam na środku jezdni i patrzałam jak
samochód wypadł zza zakrętu i jechał ku
mnie. Coś we mnie krzyczało –UCIEKAJ!
NIE MA CZASU! UCIEKAJ!- Lecz ja sama stałam
tam bezsilna. Wiedziałam, że gdybym miała
patrzeć na tę sytuację i być tak bezsilną
jak teraz nie wybaczyłabym sobie nie
uratowania człowieka. Ale tym człowiekiem
byłam ja.
Minął ułamek sekundy i zrozumiałam jeszcze
więcej. Zaraz miałam zobaczyć kolejne
światło. Dużo mocniejsze. Bo oto on
–koniec miał zaraz nastąpić.
Kolejny ułamek sekundy i zobaczyłam jakby
strasznie szybki pokaz slajdu mojego
życia. W tym jakże krótkim, a jednocześnie
długim ułamku sekundy przebaczyłam każdemu
wszystkie wyrządzone mi krzywdy. Lecz...
.
Nagle to uderzenie. Upadłam. Usłyszałam
trzask rozbijającej się szyby. Ból
przeszywał mnie całą od głowy do stóp. I
poczułam nagle coś ciepłego, jakąś ciecz.
Kątem oka dostrzegłam czerwoną wylewającą
się spod mojej głowy krew. Było to ostatnie
ciepłe uczucie, bo zaraz potem poczułam
chłód.
Tak. To już miał być koniec. Jak przez
mgłę zobaczyłam najdroższą mi osobę. Była
tylko w mojej wyobraźni. Płakała na de
mną.
Zaraz jednak straciłam ją z oczu, aby
zobaczyć JĄ . Szła do mnie z przesadną
gracją. Taka piękna i brzydka zarazem.
Romantyczna, a zarazem wydająca się nie
mieć uczuć. Gwałtowna, dla innych spokojna,
wolna, szybka, często niespodziewana.
Wybrała mnie. Poczułam szczęście i smutek
jednocześnie.
Tak oto nadeszła moja kolej by ustawić się
w kolejce dusz, które czekały na raj lub
wieczne potępienie.
Tylko cud mógł mnie stamtąd wyrwać. Lecz
śmierć walczyła. Całą siłą.
Mimo tego przegrała. Oto wydarzył się
prawdziwy cud. Życie wygrało walkę ze
śmiercią. I gdyby śmierć płakała umarłaby w
swoich łzach ze smutku jakim była kolejna
przegrana walka.
I choć sama śmierć była krótsza i
przyjemniejsza w jakimś stopniu od życia
cieszyłam się, że jestem, żyję, czuję...
Komentarze (5)
Czytając, krew w moich żyłach zmroziła się. W takich
sytuacjach bezsilność bierze górę nad nami, lecz chęć
do życia wygrywa, dostajemy "drugie życie" które
bardziej cenimy :)
Plusik, moje słoneczko starsze, tak się cieszę, że
jesteś tu ze mną i piszesz, kocham Cię :) babcia :))
o boże..czy to ciebie spotkało?..taką młodą
osóbkę...dziecko...współczuje ale cieszę się razem z
tobą,ze żyjesz...
doskonale wiem o co chodzi...pokonać śmierć, śmierć
kliniczną...a w ułamku sekundy zobaczyć swoje całe
życie...
to raczej proza :-) ale ciekawie się czytało :-)