w cytrynowej karnacji
jak mysz niepozorna do dawnych dni
wracam
w norze się nie chowam oczami wywracam
świat stanął na głowie zmienili się
ludzie
już trafisz na opór nie zmusisz by w
trudzie
swą wolność oddali z pokorą schyleni
przycichli w bojaźni do ust wodę wzięli
wołają o swoje krzyk słychać z oddali
nie dadzą za darmo sami będą brali
nie muszą uciekać za chlebem do USA
wystarczy samolot na wyspy wyruszać
aż gęsto, aż ciasno zalało naszymi
z Big „Benem” to miasto, a tu w
naszej ziemi
starszyzna i dzieci i spada nam średnia
i młodych ubywa każdego tygodnia
i przyjdą ci inni, co żółtą krew mają
i „przyrost” przybędzie w
starym naszym kraju
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.