dajcie czasowi czas
dzięki, Sted. wbrew pozorom.
zapalone światło, podsycane kolorami
tęczy.
za oknem deszcz. i słońce.
bajecznie wprost.
wybiegam na polanę.
polanę uśmiechów.
połoniny pięknych słów...
biegnę w górę, do słońca.
do słońca przyobleczonego w radość.
do słońca załatanego troską.
do słońca, które daję.
jednak słońce zachodzi.
poświata. jak pusta obietnica...
kusi mnie.
aby skoczyć za słońcem w przepaść
aby złapać za promień i zatrzymać na
chwilę
aby objąć i uśmiechnąć się figlarnie (nie
uciekniesz!)
ufam, że kiedyś znów zobaczę wschód
słońca.
wyjdę na ulicę kwiatów, których płatki to
gwiazdy.
przejdę się łąką, na której śmieją się
dzieci.
popłynę w chmurach, zbudowanych ze skał
tęczowych.
i nie będzie już szarych ulic.
i nie będzie już złych ludzi.
nie będzie lunatyków,
nie będzie słowa 'nagle',
nie będzie zazdrości,
nienawiści, obojętności.
Ufam, że Słońce wzejdzie.
ten jeszcze jeden raz.
nieważnym, czy będzie to po raz ostatni.
narazie siedzę w swoim domku.
nie będę wychylać z niego choćby nosa.
będę patrzeć przez szyby dystansu
i zamknę drzwi na osiem spustów.
jednak, gdy słońce wzejdzie...
otworzę drzwi i okna na oścież
wpuszczę świeże powietrze
wpuszczę zwierzęta i ludzi
ugoszczę, poczęstuję
słodyczą myśli
przyjaznym gestem
i blaskiem.
'dajcie czasowi czas'
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.