dance macabre
płynę po rynsztok town
na jesiennym liściu Nat King Cole'a
przyda tarcza przeciw-tandetna
dzwoni kilka monet co to za nie wszystko
można
łagodzę ten popęd nazbyt śmiały
mruczandem brnę w głąb nieporządku
stał tu wcześniej wielki wazon
z garścią newsów z głębi sali
ktoś maczał palec w gardle karafki
to znak żeby odwrócić wzrok na chwilę
zniknąć w oklaskach passa doble
w cekinach żony lokalnego zbója
przejrzał się adorator
napotyka chłód spojrzenia
znika za kotarą wstydu
na sekwoi ktoś pijany wicina inicjały
pstryknięciem palców dając znak suflerowi
"skończ pan to za mnie bo żem taki
piiiijany..."
w kolejce do paszy ustawia się para
milczków
dystynkcja nie pozwala na wielokrotność
talerza
podłoga ubolewa nad tym zakątkiem
drobnomieszczańskiej degrengolady
smak barszczu przegryzł się z porannym
kacem
zwleka się z parkietu oddział lichych
charakterów
zbrojnych w instynkty łowcze,
vizy, mastery, diners club
czuć niemoc w podniebieniu
twarze zatrzasnęły na skobel ostatnio
wytresowane grymasy
wymuszone pieczątki warg
na siermiężnych polikach
odparowała usypka kiepskich dowcipów
razem z ich właścicielami
zostawiając w galerii
kształty piruetów zakończonych vomitem,
zgaszonych na stole fajek
wizytówek z dedykacją
dla niedostępnych obiektów pożądania,
numerów nigdy nie odbieranych telefonów
Komentarze (1)
wszystko się zmienia, na świecie wielkie przemiany,
tylko ciągle ten sam zając pijany.
pozdrawiam w dniu dzisiejszego święta POEZJI