dom
zaczęłam budować mój dom od komina
wcale mi nie przeszkadzały ostre podmuchy
wiatru
ani to że szczeble drabiny dyndały w
połowie drogi do ziemi
że stpy i ręce grzęzły w pustce jak w
mroku
wciąż jeszcze czułam słońce na plecach
dopiero później spostrzegłam że boli mnie
głowa
od zadzierania w górę
że komin się chwieje niebezpiecznie
nie daje oparcia
i jak blisko mu do chmur a jak daleko do
ziemi
miało byc pięknie
mój dom moja niekończąca się opowieść
niebo miało być zawsze błękitne
miałam mieć własne gwiazdy na suficie
szczęście własnego domu wygrane na loterii
życia
więc dlaczego ten komin jest krzywy
czemu ręce dretwieja od czubków palców aż
po serce
czemu nogi sie uginaja w kolanach a
zamiast
z ramion obudzić się skrzydła budzi się
tylko
lęk wysokości
miałam nie wzywać ekipy robotników
niepotrzebne mi rady mury obrzędy
mój dom postawię sobie sama
właśnie tak podwieszony blisko słońca
bo chcę żeby odwiedzał mnie księżyc na
herbacie zeby
mój raj zaczął się od dzisiaj
więc dlaczego ten komin się rozpada
dlaczego nie chce spokojnie wisieć w
powietrzu dlaczego łzy płyną
w dół
po policzkach i musze tam spojrzeć
wystraszyć się przepaści spadania
moje marzenia nie są w stanie
utrzymać konstrukcji z kamienia
zbyt ciężka
jednak nie buduje się domu
zaczynając od komina
odchodzę
zabrakło fundamentów
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.